wtorek, 31 lipca 2012

Obcy na pokładzie

On będąc ciągle pod wrażeniem widoku dziecka, wyszukuje w internecie zdjęcia podobne do tego z usg.


- Wiesz, jak będzie mówić, schodząc po schodach? - On pyta.
Ona nie ma pojęcia.
- Nostromo, mamuśka!

środa, 25 lipca 2012

Ktoś tu nogi wyciąga

- Gdzie jest dziś ojciec? - zapytał Gin podczas jednej z wizyt. - Dziecko byśmy mu pokazali.
- Do Włoch pojechał - zdradziła Ona.
- No jeśli przywiezie coś smacznego, to maluch zobaczy następnym razem.

Tak Gin obiecał i słowa dotrzymał. Gdy Ona usłyszała, że On może wziąć udział w usg, w kiecce samej, bez gaci na korytarz wyleciała i Jego sprowadziła.
Ułożyła się na kozetce, ręce niczym babcia na katafalku skrzyżowała i w sufit spoglądała, zaaferowanym panom nie przeszkadzając.
- Oto i maluszek - doktor przedstawił przejętemu ojcu ruchomy punkt na monitorze. - Tu ma główkę, tu rączki, zawiązki palców, żeberka.
- Żeberka? żeberka? - Ona nagle się ocknęła. - Poczułam, że się głodna robię!
Ich to specjalnie nie wzruszyło. Wyglądali uroczo. Gin rozsiadł się na taborecie, głowę przechylił w jedną stronę i spokojnym głosem tłumaczył poszczególne elementu budulcowe malca. On stał tuż za nim i z przejęciem oraz głową przechyloną w drugą stronę, obserwował ekran - uważniej nawet niż w czasie najbardziej absorbujących komputerowych strzelanek.
- Żeberka możemy spokojnie policzyć. Tu są zawiązki palców u dłoni, tu wygięta noga - długa się wydaje, prawda? A tu serducho.

Po tej niesamowitej prezentacji On wyszedł z gabinetu bez słowa.
- Wzruszyłem się - przyznał później. - Jeszcze w poczekalni stanęła przede mną ciężarna z wielkim brzuchem i pomyślałem, że nasza fasolka już niedługo będzie taaaka duża. Niesamowita sprawa! Widziałeś, jakie ma nogi długie? i te rączki takie ruchliwe?

On mógł tak ciągnąć do wieczora.. To się chyba nazywa miłość od pierwszego wejrzenia..

Dobry film wczoraj widziałam

Ona została skierowana na badanie do szpitala. Nakłuli Ją, kazali uzupełnić formularze, skonsultowali i czekać kazali. Czekała Ona z Jego wsparciem cierpliwie. Posłuchała krzyków dzieci odwiedzających wraz z rodzicami poradnię laktacyjną, posłuchała wrażeń, którymi chętnie dzieliło się starsze towarzystwo odwiedzające chirurga naczyniowego, posłuchała wreszcie innych ciężarnych, choć ich opowieści starała się jednym uchem wpuszczać, drugim wypuszczać.

Gdy wreszcie położyła się na kozetce i rozpięła parę guzików kiecki, a lekarz przyłożył do jej brzucha zimny joystick, ujrzała na ekranie przed sobą niesamowity widok. Nieproporcjonalnie duża głowa po prawej stronie ekranu, po lewej - podkurczone nóżki. Dwie rączki - ta bliżej zdecydowanie pchała się du ust. Ona wydała z siebie niekontrolowany jęk i choć rozdziawiła buzię w uśmiechu, otarła też łzę. Poczuła, że Maluch nabrał realnych kształtów.  

Kluczowe badanie usg trwało ok. 30 sekund (nie omieszkała wyżalić się później Ginowi: - Niech zgadnę, kto robił. Doktor A? - od razu wskazał poprawnie. - Licytowaliśmy się w czasie studiów, kiedy pobije rekord. Nie celuje powyżej minuty. Ale gość wie, co robi. Trafiła pani w dobre ręce.) Z wynikiem Ona wybiegła na korytarz. Opowiedziała mu o najlepszym filmie, jaki widziała w życiu. Radość udzieliła się obojgu.

- "W jamie macicy pojedynczy żywy płód w położeniu dowolnym - czytał wynik badania On. - Kości czaszki ciągłe. Zarysy wszystkich kończyn prawidłowe. Powłoki brzucha ciągłe. Uwidoczniono żołądek i pęcherz moczowy płodu. Kręgosłup wydaje się być ciągły."
- Brzmi trochę nieludzko - odparła zmartwiona Ona. Przez emocje nie była w stanie wyłowić najważniejszego: odpowiedzi na proste pytanie: czy wszystko w porządku?
- Wszystko w porządku, kochanie - uspokoił Ją On. - Przezierność karku w normie. Kość nosowa obecna. Fasolka ma już żołądek, wyobrażasz to sobie? Niesamowite! I ma już 46,2 mm!

środa, 18 lipca 2012

Różowa (a jak!) karta ciąży i witaminy spod lady


Ona nie mogła doczekać się własnej karty ciąży.
- Dobra, coś tu pani znajdziemy.. - wymamrotał Gin, po czym schylił się i zaczął grzebać na dolnej półce swojej szafki. - Co będzie: chłopak, czy dziewczynka?
- To ja mam to wiedzieć? - Ją zamurowało. - Myślałam, że pan doktor mi powie! - Ona się roześmiała.
- Ja powiem, pewnie, ale dopiero za parę tygodni. Albo powie mój kolega, ale ostrzegam - on mówi tylko za Pawełka. Bez batonika nie ma o czym marzyć!
- A jakie ma znaczenie dla karty ciąży, co to będzie?
- Duże! Karty mam bowiem w dostosowanych kolorach: różowe, bladoróżowe i... fioletowe. Którą pani wybiera?
- Czarną - Ona wycedziła. - Szarą chociaż, błagam! Turkus z brązem może się znajdzie?
- No niech mi pani nie mówi, że dziecko będzie pani na czarno ubierać! - Gin spojrzał na nią z przekąsem.
- A co, ładnie tak w hawajskie koszule się na pogrzeby wbijać? - odbiła piłeczkę Ona. - A serio - od różu mnie zęby bolą, więc będę go dawkować w bardzo małych ilościach.

- I co ja mam teraz z tą kartą ciąży robić? - zapytała Ona.
- Nosić - doktor wyjrzał zza biurka. - Torebkę ma pani dużą, więc się pomieści. Ale tak między nami, wystarczy, że zapamięta pani swoją grupę krwi i datę ostatniej miesiączki, nic ważniejszego ponad to w razie nagłego przypadku nie ma.

Doktor schylił się jeszcze raz do szafki, w której wyjął Jej piękną osobistą różowiutką kartę ciąży.
- Ooo! Jakieś gratisy może będą? - zagadała Ona.
- A chce się pani nosić? - roześmiał się Gin. - Coś niecoś mi tu zalega, zrobię sobie przy okazji porządek i wysypał przepastną szufladę.
- Ale wszystkie? - Ona ledwo ogarnęła wzrokiem biurko zawalone kartonikami.
- A co, mam dawać, jak zalecają przedstawiciele handlowi - jednej pacjentce jedno pudełko? Po 4 tabletki są w każdym! Dawka na 4 dni. Kobieta nawet nie dostrzeże różnicy. Pani chociaż trochę skorzysta! No, na zdrowie!

I tak Ona wyszła z gabinetu z 3-miesięcznym zapasem witamin.

piątek, 13 lipca 2012

Zawód: dyrektor?


- Czym się pani zajmuje? - zapytał Gin, gdy ona nieporadnie rozkraczała się na fotelu.
- A co pan doktor obstawia?
- Najpierw myślałem że nauczycielka.. ale stwierdziłem, że za duży ma pani dystans do siebie.
- Znam takich nauczycieli, którym go nie brakuje - Ona próbowała odeprzeć atak.
- Proszę nie bronić nauczycieli. Nauczyciel to nie zawód, to rozpoznanie! - skwitował ze śmiechem Gin. - Drugi mój typ to był psycholog.
- Za dużo gadam, za mało słucham, odpada - odpowiedziała Ona.
- No i taka raczej pani normalna. Obstawiam więc, że dziennikarka.
- Strzał w dziesiątkę!
- To potwierdzenie moich podejrzeń czy zaproszenie do założenia wziernika? - dopytał doktor i zabrał się za badanie.

wtorek, 10 lipca 2012

Na co to pani?

Gdy Ona powiedziała Ginowi o rodzinnym obciążeniu chorobą genetyczną, ten od razu skierował Ją do poradni diagnostyki i wad płodu.
Do wyboru miała dwa szpitale.

Telefon do pierwszego wyglądał mniej więcej tak:
- Dzień dobry, otrzymałam skierowanie do państwa poradni. Jestem w 11. tygodniu i chciałabym umówić się na konsultację.
- Dlaczego lekarz skierował? - pyta głos w słuchawce.
- Na podstawie wywiadu rodzinnego.
- To jeszcze nic nie znaczy - Ona nagle poczuła, że rozmawia z kimś lepiej zorientowanym w prowadzeniu ciąży niż Jej Gin. Przez chwilę nawet się ucieszyła.
- Kiedy mogłabym się umówić? - dopytała.
- Za 6 tygodni - tu głos w słuchawce podał dokładną datę.
- Nie ma wcześniejszych terminów?
- No ja tu nic nie wymyślę - głos w słuchawce był już znużony. - Za 6 tygodni i już.
- Ale czy to nie będzie za późno? Test PAPP-a należy wykonać do 15. tygodnia z tego co mi wiadomo... - odparła nieco zdezorientowana Ona.
- Lekarze zazwyczaj się mylą jeśli chodzi o obliczanie tygodni ciąży.
- Dobrze, w takim razie ja podam pani dzień rozpoczęcia mojej ostatniej miesiączki, a pani obliczy mi właściwy tydzień, dobrze? - Ona zaproponowała.
- Też coś! Liczyć będę?! - ofuknął Ją głos - I tak nie umówię Pani wcześniej - Jak trafimy, to trafimy. Jak nie trafimy, to nie trafimy.
- Ciekawe podejście... - mruknęła Ona.
- A zresztą.. na co pani ten wynik?

Ona nie miała więcej siły rozmawiać.
Zadzwoniła w drugie miejsce. Wizyta umówiona za dwa tygodnie.

Do kogo jest podobne?

Jej Brat ogląda zdjęcie z ostatniego usg.
- No, pupa zajęła większość kadru - ocenił okiem fachowca - wykapana mama!

poniedziałek, 9 lipca 2012

Romantyzm w gabinecie ginekologicznym

Światło przygaszone, Ona leży na wznak z podkurczonymi nogami, on nakłada prezerwatywę.
- Ta sytuacja mogłaby nosić znamiona romantycznej, gdyby nie fakt, że jestem w gabinecie ginekologicznym, a mężczyzna, który siedzi obok mnie nie jest Nim i nie majstruje swoim sprzętem, a sondą do usg - pomyślała Ona.

- To dość krępująca sytuacja - wyznała Ona Ginowi.
- Nie tylko dla pani, proszę wierzyć! Ale też się nie przejmować! Babcia, położna, powtarzała mi: "wnusiu, ginekolodzy do zboczeńcy, trzymaj się od nich z daleka!" I ja słucham babci! Ginekolodzy to wyjątkowa grupa zawodowa, więc staram się stronić od kontaktów z nimi, proszę mi wierzyć, nie warto się z nimi zadawać!

- Tu widzimy pierwsze dziecko... - rozpoczął kontrolne usg Gin.
- Yyyy.. jak to PIER-WSZE?! - przebudziła się Ona. - Czyżbym za chwilę miała usłyszeć, że jest jeszcze DRU-GIE?
- Tylko żartowałem - odrzekł doktor, którego już po chwili zabił dźwięk Jej walącego serca.

Gdy zmartwychwstał, dodał:
- Ma już 2,5 cm, serducho bije jeszcze szybciej niż ostatnio. Tylko pupą się odwróciło.
- Dupskiem?? Do matki?? Ja go jeszcze nauczę! - zawołała Ona.

poniedziałek, 2 lipca 2012

Śpiąca Królewna

Ona obezwładniającą senność zaczęła odczuwać, gdy tylko dowiedziała się o ciąży. Jak na zawołanie zaczęła urządzać sobie popołudniowe drzemki. Na początku Ją samą to bawiło. Zazwyczaj bowiem to Jego pochrapywaniom przysłuchiwała się po obiedzie.
Role jednak się odwróciły.

Choć dotychczas Ona przesypiała poranną drogę do pracy, teraz w autobusie była czujna - w takim stanie dużo lepiej niż z zamkniętymi oczami łapała głębsze oddechy i kontrolowała swoją pozycję - oj, lekkie zawahanie? wracamy na prostą.. mocny zakręt? uwaga, trzymamy się..
Spała za to codziennie w drodze powrotnej z fabryki. Wystarczyło, że zajęła siedzące miejsce i już ucinała komara, nierzadko obijając głową o ramię sąsiada albo przytulając się do szyby. Szczęśliwie z opuszczeniem pojazdu nie miała problemu - wysiada na końcowym.

Urywana drzemka w autobusie jednak nie na wiele się zdawała. Wystarczyło, że Ona wciągnęła przygotowany przez Niego pyszny obiad, a już.. kusiła ją kanapka. Bynajmniej nie ta z serem i posypanym grubo solą pomidorem, którą mogłaby zaspokoić głód. Tu w cenie była kanapka z fioletową kapą i wygodnymi poduchami, która poratować Ją mogła w chwili nieco innej słabości.
Ona miała wrażenie, że jeszcze na dobre nie przyłożyła głowy do poduszki, a już spała. I to nie tak, jak dotychczas - czuła, że w sen dosłownie się zapada, że serce jej zwalnia i tylko tuż po zawsze zbyt drastycznej pobudce bije jak oszalałe, przyprawiając ją o mdłości. Do tego niczego nie udawało Jej się wyśnić.

Sumując:
półgodzinna urywana drzemka na glonojada lub dzięcioła w autobusie
+
nawet dwugodzinny poobiedni sen
+
minimum siedem - w porywach do ośmiu godzin (fakt że drzemkę kończyła o godz. 18 nie przeszkadzał Jej zapaść w sen przed 22;)) - nieprzerwanego snu nocnego.
Do tego jeszcze w okolicach godziny 13 w pracy odpływała. Chowała się czasem za wielkim monitorem i marzyła o ciepłych i bezpiecznych objęciach Morfeusza.
=
Ona bez zaczarowanego jabłka i siedmiu krasnoludków zamieniła się w Śpiącą Królewnę.