Po co? Bo wiadomo, że szpital jakoś trzeba wybrać. Ona i On spisali już najważniejsze elementy, o które należy zapytać:
- przykładowe menu dla pacjentek,
- dostęp do tv oraz cenę za godzinę nadrabiania reklamowo-serialowych zaległości,
- kolor kitli położnych (wiadomo, musi być zachowana subtelna elegancja),
- bezprzewodowy internet w standardzie,
- roomservice i dostęp do baru 24 ha.
- I można tak z ulicy przyjść i odwiedzić porodówkę? - Ona dopytuje Gina.
- Pewnie. I proszę powiedzieć, że jest pani moją pacjentką - radzi.
- Hmm.. Czy to na pewno bezpieczne? A co, jeśli będę miała z gruntu przerąbane?
Gin tylko się roześmiał.
- A co jeśli trafię na jakąś krzyczącą rodzącą kobietę? - Ona zaczęła nerwowo dopytywać. - I że zobaczę całą zakrwawioną salę? I że..
- O to się proszę nie martwić, takie smaczki zostawiamy na później. Nikomu nie chcemy psuć doskonałej niespodzianki!
ha, ha, ha... szczerze mówiąc ja po zwiedzaniu porodówki byłam z deczka zdegustowana i rozczarowana (w przeciwieństwie do pozostałej części grupy zwiedzających z naszej szkoły rodzenia). Może po prostu miałam za wielkie wyobrażenia... nie wiem, naprawdę... ale jak przyszło mi rodzić, to szczerze mówiąc na nic w okół nie zwracałam uwagi i było mi obojętne, czy tu ładnie, miło i przyjemnie, czy chłodno, obskurnie i szpitalnie ;) Później mówiłam do męża, że niepotrzebnie zwiedzaliśmy, bo tylko się zestresowałam, a przy porodzie już zupełnie z innej perspektywy się patrzy ;)
OdpowiedzUsuńCiekawi jesteśmy naszej wyprawy, choć też zdajemy sobie sprawę, że do klienta podchodzi się frontem, a jak już się napatoczy, to może być różnie;)
UsuńNie nastawiaj się na zbyt wiele, to będzie dobrze ;) lepiej być mile zaskoczonym, niż rozczarowanym jak ja ;)))
Usuń