Ona wiedziała, że karmić piersią będzie. Po prostu. Nikt nie musiał Jej przekonywać, że to zdrowe, istotne dla dziecka, ważne dla bliskości i takie tam. Wiedziała, że może nie być łatwo, ale chyba nie sądziła, że może być aż tak trudno.
Już w pierwszej chwili, gdy Maluch znalazł się na Jej piersi przyssał się delikatnie, właściwie pierś wycałował. Parę godzin później położna pomogła Jej przystawić go do karmienia.
- Ooo, strachy na lachy! To wcale nie boli! Ba, to jest całkiem przyjemne - pomyślała Ona, nie wiedząc, jakiego uczucia się spodziewać i sądząc, że Maluch dobrze się chwycił - wszak jeszcze i położna pokiwała głową na znak, że jest dobrze.
Ono w drugiej dobie słodko spało. Kolejną godzinę. Świat mu zwyczajnie nie przeszkadzał.
- Aniołek - pomyślała Ona. - Tak to można żyć! Mały prawie wcale nie płacze, do piersi daje się przystawić, nic nie wzbudza podejrzeń. Jest cudownie.
Ją jednak coś tknęło. Sama przystawić Malucha do piersi nie potrafiła. Sutki w swoje ręce brały położne, miażdżyły i wpychały Maluchowi do ust. Potem odchodziły zadowolone. Ona wiedziała, że musi nauczyć się tego sama. Był późny wieczór, druga doba od porodu. Ona zatrzymała przechodzącą korytarzem położną.
- Przepraszam, czy mogłabym prosić o pomoc? Chodzi o karmienie. Potrzebowałabym paru wskazówek. Mogłybyśmy porozmawiać? - zagaiła.
- Ja jestem w pracy! Nie mam czasu na plotki! - odburknęła kobieta. Ona oniemiała. Nie wiedziała, co powiedzieć. Co prawda rozmowa o piersiach może zahaczyć o ploteczki, ale to jeśli na celownik bierzemy biust Natalii Siwiec czy Pameli Anderson, nie Jej raczej (Ona aspirować do miana cyc bomby mogła dopiero po paru dobach). Ona poczuła, że łzy napływają Jej do oczu. Sądziła (naiwnie?), że otrzyma pomoc. Wycofała się do pokoju i została sama.
Parę godzin później spróbowała znowu. Inna położna siłą włożyła Maluchowi sutek do buzi, a Ją zbeształa.
- Trzeba przystawiać! Przystawiać jak najczęściej! To co, że śpi? Musi jeść! Budzić trzeba - tu kobieta - Ona słowo daje - wytarmosiła Malucha z uszy, co skutecznie wyrwało Go z drzemki.
- Nie będzie jadł, to będzie żółty! Potem się ludzie dziwią, że żółty jest i śpi, jak nie je! Błędne koło - dorzuciła kolejna, która wparowała do Jej pokoju.
Następna położna oceniła sytuację nad ranem.
- No oszukało nas dziecko! Przecież ono wcale nie chwyta! Jak ono ma jeść, jak nie chwyci dobrze? Nie czuje pani, że źle chwyta?
- Gdybym wiedziała, jakiego uczucia się spodziewać, pewnie wiedziałabym, że to nie to, a tak..
- Te młode matki to wcale sobie poradzić nie potrafią! - skomentowała.
- Za bardzo pani chce karmić, dlatego nie wychodzi - dodała położna od ploteczek i.. nakarmiła Malucha strzykawką modyfikowanego mleka. - Ja wcale nie myślałam, czy chcę karmić i karmiłam. Czy krowa myśli, jak się ją doi?
- No tak, jest pani po cięciu. Ojciec kangurował? Niby dobrze, ale dziecko teraz pani skóry nie poznaje! Dziwi się pani, że do piersi nie chce? - Jej uszu doleciała kolejna uwaga.
Ona wiedziała, że najważniejsze to, by dziecko było zdrowe. A z tym związana była waga. Ono straciło w trzeciej dobie pół kilo - więcej niż średnie 15% spadku od dnia porodu.
Ona zaprzyjaźniła się więc z laktatorem, który boleśnie odciągał mleko z Jej piersi. Ona karmiła maszynę, podczas gdy położna karmiła sztucznym mlekiem Jej Malca. Dla niej to był dramat.
- Może poczekamy, aż odciągnę i damy Mu trochę mojego? - zaproponowała nieśmiało widząc, jak drogocenna siara powoli skapuje do butelki.
- Nie ma co czekać, chce pani, by dziecko jeszcze bardziej schudło? Nie ma pani pokarmu - kolejna ją dyscyplinowała.
- Ale to dopiero trzecia doba, a jestem po cięciu. Po cięciu laktacja trochę później.. - ona próbowała tłumaczyć położnej coś, czym powinna być uspokajana.
- Może i później, ale pani z sali obok też jest po cięciu i już karmi. Nawet matka wcześniaka, który u nas leży ma pokarm, tylko pani dziecko jest głodne.
- No ale przecież leci..
- Za mało, tym się nie naje - Jej przez myśl przemknęły informacje o tym, że żołądek noworodka jest wielkości paznokcia, ale już nie miała sił nic mówić.
- Może pani próbować, ale dziecko musi jeść. Stymulować! Stymulować! - położna nakazała, wskazując na laktator.
- Boli panią głowa? - zapytała Ją nad ranem położna. Ta sama, która pierwszego dnia myła Jej synka (- Moje powołanie to blok porodowy - powiedziała wtedy. - Dyżuruję tu, bo miesiąc krótki - śmiała się.)
- Nie, nie, dobrze wszystko - Ona wycedziła, wycierając łzy.
- Co się dzieje? - tamta dopytała.
- Nie karmię sama - odparła. - Nie potrafię, a tak chcę.
Położna spokojnie usiadła na skraju Jej łóżka.
- Jak długo to trwa? Widziała się pani z doradcą laktacyjnym? Pewnie dokarmiają mlekiem modyfikowanym? Zaraz spróbujemy na spokojnie.
Położna chwyciła Malca i Jej pierś w swoje dłonie. Poszło spokojnie. Wreszcie na dobre Ona poczuła, jak Ono zasysa Jej sutek wraz z otoczką i.. pije. Spokojnie. Brodawka bolała po ostatnich próbach, położna doradziła więc osłonki. Z nimi Ona już po paru kolejnych przystawieniach czuła się pewniej. Dodatkowo odciągała pokarm, którym dokarmiała Malca. Położna przychodziła do Niej jak w zegarku - co dwie godziny sprawdzić, jak idzie. Była opanowana, troskliwa i zainteresowana Jej problemem.
- Zobacz, kończę dyżur, a ta dzielna drużyna już je - powiedziała przyprowadzonej do Jej pokoju położnej od ploteczek.
- Nie wierzę! Nasz leniuszek wreszcie je? - zapytała. W tym momencie podeszła do Jej łóżka i nim Ona czy druga położna zdążyły zareagować, potarmosiła Go po brzuszku.
- Nie rób tak! - zawołała druga z kobiet. - Przecież On tego nie lubi. Nie można mu przeszkadzać.
Ale przystawione wcześniej uważnie do piersi dziecko już przestało ssać.
W czwartej dobie Ona co dwie godziny budziła Malca i
siebie. Sesję zaczynała od spotkania z laktatorem. Potem karmiła -
piersią, a następnie strzykawką z odciągniętym pokarmem. Malec zaczął przybierać.
- Będzie dobrze, tylko proszę sobie nie dać wmówić, że nie ma pani pokarmu,że to wina cesarki i nie pozwolić tym małpom dokarmiać sztucznym mlekiem.
Ona nie pozwoliła. W dziewiątej dobie Ona karmi co dwie godziny, bez bólu i z zadowoleniem dziecka. Maluch przybiera na wadze. Ona stara się odgonić złe wspomnienia. A tej jednej położnej nigdy się nie odwdzięczy. Być może jej powołaniem jest blok porodowy, a może po prostu pomoc drugiemu?
Ale jesteś dzielna. Mam wrażenie, że czytam o swoim odziale położniczym. Chyba jest jakaś ekipa wstrętnych położnych, co po całym kraju podróżują próbując utrudnić karmienie piersią każdemu
OdpowiedzUsuńCałkiem możliwe, że są tak dobre w tym, co robią, że zespół najlepszych robi specjalne tournee po Polsce;)
UsuńMój Boże!!! Krew mnie zalewa, jak to czytam! Skąd te kobiety się urwały? Takie słowa w ustach tych, które właśnie szczególnie powinny pomagać przy karmieniu, wspierać, doradzać?! Nie mogę, nie mogę, normalnie zaraz wybuchnę! Szkoły rodzenia powinny przygotowywać nie tylko przyszłych rodziców, ale i obecną kadrę pielęgniarek i położnych!!!!
OdpowiedzUsuńChwała Twojemu samozaparciu, że się im nie dałaś stłamsić...
I wtedy poczułam się dokładnie tak, jak opowiadałaś - jak wilczyca. I jednocześnie tak cholernie bezbronna..
Usuńo mamo... nie zazdroszcze przezyc... ale trafilas... u mnie z Noemi co prawda tez rozowo nie bylo, ale szlo przezyc (i w kwestii poloznych i karmienia). A sredni spadek wagi to zawsze slyszalam, ze 10%?
OdpowiedzUsuńCieszę się, że dobrze trafiłaś ja w tej kwestii niestety nie za bardzo:( Gin potwierdzał, że 15% nie powinno wzbudzać strachu.
UsuńNie wierzę, po prostu nie wierzę, że są takie położne. Krew zalewa jak coś takiego się czyta. Jesteś niesamowita skoro dałaś sobie z tym radę. NIE-SA-MO-WI-TA!
OdpowiedzUsuńWiem, że na wszystko patrzyłam przez pryzmat niesamowitych emocji i przez takie sito wyławiałam to, co bolało najbardziej. Jednak gdyby nie ta jedna dobra dusza pewnie bym odpuściła..
UsuńDramat! podstawiam nogę poloznej od ploteczek a ciebie całuje w czoło i klepe po ramieniu. Jesteś cudowną matka...tak właśnie niedźwiedzicą;)!
OdpowiedzUsuńha.. jak się wykopyrtnie, to się na strzykawkę z mlekiem modyfikowanym nadzieje;)
UsuńDzięki za słowa wsparcia:)
Ona, Ono... popłakałam się i łzy mi do tej pory mokrzą komputer. To, co usłyszałaś, jak tak można? Nawet, gdy się próbowałaś bronić... no nie, historia rodem z.... typowych porodówek :(((( I to standardowe mówienie w trzeciej osobie, wmawianie Tobie, że nie potrafisz.
OdpowiedzUsuńTo chudnięcie dziecka jest tak irytujące- koniec świata, bo dziecko chudnie. Ona kobietko, przesyłam Ci najserdeczniejsze uściski i pozdrowienia, a do tego przytulam do mych zamleczonych piersi. Mam nadzieję, że dobra passa Was nie opuszcza, a połozna od kąpieli, że jeszcze kiedyś zostanie doceniona :*
Wielkie dzięki! Maluch zdaje się już sam zaczyna budzić się do karmienia. Co dwie godziny a ssie jak szalony. Ciągle paraduję z osłonkach na tych wspólnych posiłkach, ale nie jest źle:)
UsuńSpróbuj kiedyś bez osłonek, to o wiele przyjemniejsze! :)
UsuńSmutno mi, gdy widzę ten Twój wpis i myślę o tym, jak wszyscy się przykładają to tego, żeby matka i dziecko byli zdrowi i szcześliwi... smutno, ale widzę nowe wpisy i sobie myślę, że fajnie tu u Ciebie- masz fajnego Gina, dzieciątko ze świeżym pępuszkiem i.... pisz jak najwięcej :*
kurcze, chciałabym się z Wami spotkać w realu ;) do Onej mam chyba najbliżej haha ;)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńJakieś 170 km. Mentalnie dużo bliżej;)
UsuńGratuluję zwycięstwa :-)
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że ja też jakoś dam radę, chociaż pomocy w szpitalu się nie spodziewam, ciągle słyszę krążące historie podobne do Twoich...
pozdrowienia dla całej rodzinki :)
Gdybym tylko mogła w czasie mojego pobytu spotkać się z tamtejszym doradcą laktacyjnym,pewnie sprawa wyglądałaby inaczej.. Nie sądziłam, że w czasie nauki karmienia najtrudniejsze będzie przebić się właśnie przez mur położnych. Mam nadzieję, że trafisz lepiej! Mocno ściskamy!
UsuńPrzykre, cholernie przykre :( Z resztą sama miałam podobnie, więc wiem co przeżyłaś! Na szczęście się udało, ogromne brawa za Twoją wytrwałość! :)
OdpowiedzUsuńZ mobilizacją u boku w postaci Malucha to naprawdę można znieść. Ale dlaczego tak się to odbywa? Pierwsza trudna lekcja macierzyństwa- kurs na oddział położniczy.
UsuńBliska mi osoba jest właśnie z synkiem w szpitalu, 9ciomiesięczny chłopiec ma zapalenie pluc i to dlatego... obie doszłyśmy do wniosku, że bardzo trudno jest być matką w szpitalu. I to niezależnie od tego, czy to oddział położniczy, czy szpital dziecięcy.
UsuńMam nadzieję, że trafi na dobrych ludzi - i tych nie brakuje. Czasem tylko tak się chowają po kątach, że na pierwszy plan wysuwają się marudne salowe z mopem (trafiliśmy na taką) i piguły bez serca..
UsuńPodziwiam Twoją wytrwałość dzielna kobieto :*
OdpowiedzUsuńDzięki! Trzymaj kciuki za dalsze działania:)
UsuńPopłakałam się.. okropnie się popłakałam .
OdpowiedzUsuńJa w szpitalu przeżyłam swoje piekło i wiem jak to jest gdy ktoś odnosi się do Ciebie w taki sposób.
Człowiek się czuje niczym, bezużyteczny, w dodatku nie mogący dać swojemu dobra jakim jest pokarm, jego pokarm ...
Trzymam za Was ogromnie kciuki!
MUSIMY BYĆ DOBRZE! :*
Nie wiem, skąd się to w tych kobietach wzięło. O ile bardziej wolałabym zostać na bloku porodowym - tam opieka po prostu niesamowita. I naprawdę nie chodzi o to, że trzeba młodą matkę głaskać po głowie cały czas. Wystarczą dobre wskazówki i nieco serca. A to okazała jedna.. na milion prawie. Ale będę jej dozgonnie wdzięczna!:)
UsuńSerduszności!
Wrrrrr agresja we mnie wzbiera do takich ludzi :(( Jak to dobrze, że trafiłaś na pomocną duszę i się nie poddałaś! Jesteś dzielną i wspaniałą mamą !
OdpowiedzUsuńDziękuję za słowa otuchy - tyle ich tu, że mogłabym je odesłać zapobiegawczo na oddział, z którego wróciłam - zapobiegawczo dla innych.
Usuńsłabo mi jak to czytam; a ta od ploteczek to już przegięła... boziuuu, czemu te położne takie nieempatyczne są? Przecież to też kobiety, matki ...
OdpowiedzUsuńmam podobne doświadczenia choć na moim horyzoncie nie znalazła się żadna położna-latarnia, musiałam poradzić sobie sama, ale udało się; jesteś bardzo dzielna i wytrwała - gratuluję!
Może o to chodzi, by twardą ręką, by ostro w życie wprowadzić i nie dać złudzeń? Tylko rzecz w tym, że psują tym samym te najpiękniejsze chwile nowego życia i zostawiają naprawdę złe wspomnienia..
UsuńStaramy się trzymać, karmić i.. przybierać na wadze (to syn, ja planuję nieco stracić;)). Dziękujemy za wsparcie:)
Właśnie najbardziej mnie przeraża fakt, że mogę spotkać nieżyczliwych ludzi. Choć słowo "nieżyczliwi" jest tu słowem bardzo łagodnym... Ja sobie obiecałam, że na chamstwo odpowiem chamstwem - zobaczymy co z tego wyjdzie. W każdym razie byłaś bardzo dzielna, mam nadzieję że i mnie się uda... Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWiesz,i ja nie w ciemię bita obiecywałam sobie, że się nie dam, że odpalę, jak będzie trzeba, ale w tych emocjach człowiek po prostu opada bez sił i niestety daje się ponieść.. Trzymam kciuki, by się udało i Tobie:) Serdeczności!
UsuńWłaśnie to jest to: obietnica jedno - a życie i emocje pięknie weryfikują nasze postanowienia... i tak ciągle i ciągle ;)
UsuńNiestety także z prywatnego doświadczenia muszę przyznać, że pielęgniarki to potwory :( I nie boję się już, że kogoś urażę, bo naprawdę przykładów wokół jest tyle, że po prostu nie mogę myśleć o nich inaczej.
OdpowiedzUsuńMyślę, że w tym zawodzie kompleksy (bycie niżej na drabinie zawodowej niż lekarze) i poczucie władzy (ten słaby i blady w łóżku jest od nas zależny) owocuje wybuchową mieszanką w najgorszym możliwym ludzkim (?) wydaniu.
Cudownie, że znalazła się choć jedna kobietka z powołaniem :)
Liczę na to, że skoro PKP i poczta się reformują, to może w końcu jakieś pozytywne zmiany dotrą także pod białe czepki z czarnym paskiem.
Powoli, powoli - jak po naszych torach, ale może rzeczywiście i w szpitalnych salach coś niecoś się zmieni. Ale mam też dowód, że nie wszędzie jest to potrzebne - to pocieszające:)
UsuńKurcze ja już się boję jak to będzie ze mną! Jak czytam jak Ciebie traktowano to już się stresuję! Ja jestem taka że od razu się stresuję i pewnie jak mi nie pójdzie to będę ryczeć!
OdpowiedzUsuńGłowa do góry! Trafiłam też na cudowny zespół na bloku porodowym - od przyjęcia, przez poród z cc włącznie po wybudzenie. Życzę, byś i Ty takie anioły na swojej drodze trafiła:)
UsuńRany ale małpy z tych położnych!! Niestety ja miałam nie lepsze doświadczenia na początku karmienia.. też byłam po cc.. Szczęście, że wreszcie przyszła do Ciebie kobieta- położna z powołania:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam cieplutko!:)
I na takie anioły warto liczyć:)
Usuńbiedna moja;*** ja miałam też pod górkę, myślałam, że chcieć to móc, że jak Mała ssie, to znaczy, że je...a tu podobnie - waga spadła ostro, Mała darła się z głodu. Natomiast ja kategorycznie zabroniłam dokarmiania, na co pielęgniarka stwierdzia, że ona to sobie zatyczki do uszu może włożyć, na szczęście...a ja tej nocy dziecko z prawej na lewa stronę i tak w kółko. Ale musiałam skapitulować po kolejnej nocy, ale juz po obietnicy wizyty doradcy laktacyjnego. Na szczęscie babeczki wzięły mnie w obroty, doradziły, pomogły i teraz Mała doi jak cielak hahaha ;)
OdpowiedzUsuńJak to jest, że tyle kobiet ma z tym problemy i jeszcze przez inne baby są one tłamszone? Wystrzelałabym co niektóre - serio! My do doradcy trafiliśmy wczoraj i od wczoraj Feliks (już bez osłonek) zamienił się w małego żarłacza - jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki!:)
Usuńogólnie przez pierwsze doby cycki mnie napieprzały, każde przystawianie to była masakra, nawet babki ,,laktacyjne'' stwierdziły, że strasznie zaciska dziąsła (podobno domena dzieci pocesarkowych) i trzeba przed karmieniem masować jej buźkę. Po jakimś czasie naturalnie się ,,doszłyśmy'';)
UsuńMłody raczej mnie całował wydając odgłosy jak całujące się przedszkolaki;) Było to urocze, ale w efekcie tylko matka była zadowolona, a syn głodny;) Od wczoraj lecimy bez trzymanki! Jemyyy:)
Usuń