środa, 20 lutego 2013

Walentynki życia - tak przyszło na świat Ono

Tydzień temu Ona i On przemierzali zakorkowane miasto w kierunku szpitala - On ledwie rozbudzony po poobiedniej drzemce, Ona bez obiadu i zapasu snu, za to z kanapką w dłoni i bólem brzucha. Jeszcze nie wiedzieli, że już niedługo zmieni się Ich świat, a tę samą drogę będą przemierzać w odwrotnym kierunku po 5 dobach już jako nie tylko wirtualne trio.

Ale od początku.

Na początku było słowo. CZOP.  Śluzowy czop. A właściwie nocny ból żołądka (?). Dopadł Ją z wtorku na środę i nie pozwolił spokojnie przespać nocy. Rano podczas porannej kawy, gdy On zbierał się do pracy, a Ona rozpoczynała swój dzień, poczuła prócz skrętu kiszek coś mokrego. A przecież roztopów nie zapowiadali, wręcz przeciwnie: zima miała wrócić w wielkim stylu. Mokry pot oblewał Ją zazwyczaj gdzieś w okolicach czoła. Teraz objął południowe rejony.

Ona wiedziała, że czop odejść może równie dobrze na parę dni jak i godzin przed decydującym starciem. Była już po terminie, więc potwierdzenia i uspokojenia potrzebowała u Położnej Y. Zadzwoniła, sprawę omówiła. Ciepłe słowa wsparcia otrzymała gratis.

Ale ból żołądka nie przechodził, doszło do niego za to silne parcie - nie na modny ekran, ciążowy pęcherz, a na stolec. No przesrane, Panowie i Panie.

Ona nie przypuszczała, że to TO. Upiekła więc czekoladową babkę i chleb, który jakby przeczuwał, że Ona wcale go nie spróbuje - zamiast wyrosnąć i wypiec się, zmienił się w kamień.
Apetyt straciła. Gin chyba też. Zadzwoniła do niego po paru godzinach w stanie nieważkości i wilgotności.
- Nie przeszkadzam w obiedzie? - zagaiła, wiedząc, że sprawę ma raczej mało apetyczną.
- Nie, jestem już po brokułowej. Chyba zwrócę - odparł. Po czym doradził przyjazd na badanie dla - niczym serialowe ziółka - spokojności. 

Ona dopakowała więc torbę do szpitala i o 18 Ona i On stawili się w izbie przyjęć. Po drodze Ona zaczynała lekko zwijać się z bólu. Co sześć minut, co pięć i pół, co pięć..
- Jedziemy po naszego synka! - On był już pewny.

- Dobry wieczór. Czy mogłabym poprosić o powiadomienie Gina? Miałam zgłosić się na badanie.
- Rodzi Pani? - zapytała kobieta w kitlu.
- No yyy.. nie wiem.. Czuję ból, takie jakby parcie na - Ona dodała konspiracyjnym tonem - stolec. Ale czy to TO? Nie wiem. Gdyby była taka możliwość, poprosiłabym o kontakt z Ginem.
- No ale czy rodzi? To izba przyjęć. Szpital! Tu się rodzi! - wyjaśniła Jej pani.
- Jak będę dłużej czekać, to pewnie coś urodzę - odpaliła.

Gin przebadał.
- 3,5 centymetra rozwarcia. Zaczynamy! - oznajmił.
- Ale że.. już? - Ona nie kryła zaskoczenia (8 dni po terminie;)). - Tak TO się zaczyna? Gdybyśmy nie umówili się na badanie, pewnie jeszcze bujałabym się w domu. Nie wiedziałam, że to pobolewanie to już TO.
- A wody najpewniej odchodzą od rana. To się nazywa, że ciężarna znaczy.
- Wiele?
- Zależy od ciężarnej. Do północy pani urodzi - powiedział Gin. Ona spojrzała na zegar wiszący w gabinecie. Była 18.30. 13 lutego.
- A możemy przeciągnąć to do minuty po północy? On tak bardzo chciał, by Maluch urodził się w Walentynki - przypomniała sobie.
- Dobra, idę w to, ale tylko minuta. Po co męczyć się dłużej? - odpowiedział Gin. 
No to byli umówieni. Maluch miał przyjść na świat na św.Walentego. To się nazywa patron.

W oczekiwaniu na przyjęcie na porodówkę Ona postanowiła pouprawiać wodolejstwo. Potem nadszedł czas na wypełnienie papierzysk przez niezwykle rozgarnięte Panie, które najpewniej też doświadczały dekoncentrujących skurczów i dlatego swoje pytania zadawały parokrotnie, ciągle zapominając zanotować odpowiedzi.
- O której odeszły wody? - chciała wiedzieć jedna z nich.
- Właściwie sączą się od rana. Czop odszedł..
- Czop mnie nie interesuje - rzuciła kobieta. - O której odeszły wody?
- Sączą się od rana, od godziny 7.
- Ale ODESZŁY o której?
- Ale że chlust? No to przed chwilą był - odparła Ona.
- Zapisz, że o 18.30 - kobieta powiedziała do koleżanki.
- Ale przecież od rana i pan doktor też powiedział, że..
- Już zapisane. Spokój.

Powieźli Ją na wózku na blok porodowy. Widok Położnej Y szalenie Ją ucieszył.- Nie mogła się pani trochę szybciej rozkręcić? - zapytała Ją z uśmiechem. - Zaraz kończę dyżur.
- A my zaczynamy nockę naszego życia - pomyślała Ona.
I tak choć dobra dusza kończyła dyżur, nie omieszkała jeszcze przyjąć Jej i ogarnąć papierzysk, podczas gdy Ona podłączana była do ktg.
- Bez obaw, trafi pani w dobre ręce - zapewnił Ją Położna.

Tak się też stało. Położna Z, która zaopiekowała się i Nią, i Nim, i Maluchem przede wszystkim była zdecydowana, spokojna i niezwykle wspierająca. Bez ciamkania, bez użalania się - w taki ludzki i profesjonalny sposób.
- A teraz sprawdzimy Pani wymiary - zapowiedziała położna, chwytając w ręce tajemniczy metalowy instrument.
- 90-60-90 - wiadoma sprawa - zapewniła Ona. - No dobra, motylem byłam..

Ona szybko z łóżka trafiła na piłkę. Żaden tam pilates, żaden stretching! Ona zawsze przeczuwała, że zajęcia z fit ball to Jej przeznaczenie.
Później przyszedł czas na prysznic. Ból powoli zaczął promieniować ku plecom, nasilając się przy tym. Zastrzyk w pupę nie pomógł, gaz rozweselający ani na chwilę nie poprawił Jej nastroju bardziej niż On.

On robił, co mógł. Tylko Ona na niewiele mu pozwalała. Prosiła o podanie wody, masowanie pleców (ale nie podczas skurczu!), wodny masaż i przytulenie. Tylko i aż.

Wszystko szło dobrze. Do czasu. Kryzys siódmego centymetra dopadł i Ją. Nie dlatego, że ból się nasilał i nagle postanowiła nie urodzić. Po prostu za nic bramy niebios rozewrzeć się szerzej nie mogły. No za cholerę. Choć skurcze postępowały.

I wtedy zjawił się Gin w swym białym fartuchu dobry niczym Bóg Ojciec. Przebadał tak, że Ona gotowa była opowiedzieć wszystkim jego pacjentkom tłoczącym się wiernie pod gabinetem, że to szatan wcielony, że on #$%^ mać! wcale nie jest delikatny! Ale czy można to zrobić inaczej podczas bolesnego skurczu?
- Brak postępu porodu. Proponuję cesarskie cięcie - zakomunikował.

Ona zamiast się ucieszyć, z lekka załamała. Nie tak chciała, nie tak planowała. Jak beznadziejnie by to nie zabrzmiało, poczuła się tak mała w obliczu natury, która postanowiła zrobić swoje i Malucha zbyt dużego na Jej wymiary tak łatwo nie wypuścić. 

I tak minął miliard minut. Ostatnie trzy kwadranse oczekiwania na potwierdzenie decyzji o operacji były też walką o zmianę i postęp porodu. Gdyby do niej doszło, byłaby jeszcze szansa. O godz. 3 Ona zmieniła koszulkę do porodu na zieloną szpitalną flizelinę. Odebrała od Niego całusa i pojechała na salę. Tam czekała tylko, kiedy minie ból. Wygięcie się w pałąk do znieczulenia w kręgosłup wydawało Jej się niemożliwe.. Ale udało się. Straciła czucie w nogach. Potem tylko zobaczyła zamaskowanego Gina i tabun innych zielonych ludków. A w radiu leciała "Skóra" AYA RL.



I choć Ona z przerażeniem odkryła, że mimo braku bólu czuje, że ktoś grzebie w Jej wnętrznościach, czekała tylko na Malucha. Pokazał go Jej Gin.
- Jest syn - powiedział, pokazując Jej czerwonego glutka. - Jak ma na imię?
- Feliks, moje szczęście - odpowiedziała i.. popłakała się jak mała bezbronna dziewczynka.
Był 14 lutego, godzina 3.31.

Potem leżała, i patrzyła kątem oka, jak dwie tajemnicze osoby pochylają się nad Jej Maleństwem. A Ono fika nóżkami i płacze. Wiedziała, że Maluch trafi zaraz na męskie spotkanie klata-klata do Niego. A tymczasem jeszcze pojawił się przed Jej oczami.
- Do wycałowania dla mamy - powiedział ktoś.
Ona złożyła na ciepłych ustach Malucha kilka całusów. Płakała i nie mogła się oderwać, by wycałować jeszcze. Leżała nieruchoma, najszczęśliwsza.

Gdy wywozili Ją do sali wybudzeń, minęła pokój, w której mignęli Jej Mężczyźni Jej życia. On z Maluchem na piersi. To musiały przypieczętować kolejne łzy.

Ona czekała w sali, przyjmując kroplówki. Gdy On przyjechał z Malcem, nie chciała niczego więcej niż przytulić ich obu. Swoje ciało czuła jak jedną wielką gąbkę, nie mogła się poruszyć. Oni zrobili to za Nią. On położył Jej na piersi Malucha i sam Ją ucałował i przytulił.
- Jesteśmy - powiedział.

Trio nie było już wirtualne. Zmienił się cały świat.

45 komentarzy:

  1. Ej no, wzruszyłam się :) A pisałam kiedyś u siebie, że nie zamierzam czytać o niczyich czopach śluzowych. Ech!

    Wszystkiego dobrego dla całego Tria.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja nigdy nie sądziłam, że o czopie kiedykolwiek napiszę;)
      Dziękujemy:)

      Usuń
  2. Eh, kurcze słabe mam nerwy... popłakałam się :-)
    gratuluję jeszcze raz :-)
    sama nie mogę się już doczekać mojego Dzidzia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy i trzymamy kciuki za Twoje przeżycia - oby były piękne:)

      Usuń
  3. gratuluję raz jeszcze :) niech Maluch wychowa się w miłości do dobrej muzyki ;) są już podstawy ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudownie, gratuluję dzielna mamusiu cudownego synka! Łza się w oku zakręciła. Całuski dla Feliksa - piękne imię.

    OdpowiedzUsuń
  5. Super opis, czyta się z zapartym tchem :)
    Gratulacje :)
    14 luty-piękna data :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy!
      Wycałowany tego dnia będzie co roku - to ma na bank;)

      Usuń
  6. ...przed Wami teraz wiele pięknych dni... ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. popłakałam się...Gratuluję! Z całego serca...

    OdpowiedzUsuń
  8. No tak, dołączę do grona zapłakanych. Naprawdę się wzruszyłam. Zostawię sobie ten obraz w głowie, by te przerażające - podsyłane przez wyobraźnie - zwiały. Pozwolisz, że skorzystam? ;) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie! Bierz, ile wlezie:)
      Serdeczności:)

      Usuń
  9. No kurczaki...ja też się popłakałam..A niech Cię:-) bardzo fajna data:-)
    Gratuluję :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojciec wybrał, syn się słucha;)
      Dziękujemy!

      Usuń
  10. Na koniec mi tez poleciały łezki.. :) Już niedługo sama będę w takiej sytuacji..
    A jak się czujecie teraz..?
    Całusy dla całej trójeczki!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy bardzo serdecznie! Ja śmigam, Młody dokazuje w nocy, On wspomina. Niesamowity czas za nami, cudowny przed nami:) Trzymamy kciuki za Ciebie!

      Usuń
  11. przede wszystkim- gratulacje!!!! przegapilam.... ;/
    jak sie czujesz? jak Wam pierwsze dni mijaja?
    piekny prezent walentynkowy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy! A widzisz, tak czekaliśmy, było po terminie, a tu wreszcie niespodzianka;)
      Dopiero w 5. dobie wróciliśmy do domu - nie mogliśmy się doczekać, tu wszystko przeżywa się spokojniej, jakby pewniej. Wreszcie jesteśmy rodziną:)

      Usuń
  12. Gratuluję! A opis taki piękny i zarazem śmieszny, że się poryczałam jak bóbr!

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie no, poryczałam się jak bóbr. Zawsze byłam fanką Twojego pióra, ale ten tekst jest GENIALNY. Wielkie uściski dla Was!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, Aguś! Serdeczności i powodzenia - już tak niedługo:)

      Usuń
  14. Gratulacje!
    Genialny post, piszesz rewelacyjnie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy - za gratulacje i przemiły komplement:) Pozdrawiam bardzo serdecznie!

      Usuń
  15. Czyta się świetnie. Wszystkiego dobrego:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę przeżywać i wspominać ten czas na okrągło:) Cieszę się, że się podobało. Dzięki:)

      Usuń
  16. Wzruszyłam się :D Gratulacje!!!! :))

    OdpowiedzUsuń
  17. Wzruszająca relacja, naprawdę. Piszę, ponieważ rzeczywiście mogłabyś odpowiedzieć mi na kilka pytań dotyczących cesarki - nie mam w szpitalu możliwości surfowania po necie i szukania wiadomości. Mogłabyś napisać, co koniecznie muszę mieć ze sobą, czy jest coś, co przy cesarce się przydaje a przy sn nie? Jak jest ze znieczuleniem? Pytali jak wolisz? Nasza sytuacja jest inna, Karolka będzie wcześniakiem i trafi do inkubatora, ale Twoje doświadczenia być może mi pomogą. Mój mail: cyprysowa13@wp,pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Mail poszedł, ale.. to już wiesz:) Trzymam kciuki! Bardzo bardzo mocno:)

      Usuń
  18. Szukałam Twojego maila ale nie mogę znaleźć... :(
    Chciałam się spytać jak to jest z bielizną po cc...?
    Jak wychodziłaś to jakie najlepiej majtki zabrać ze sobą..? Jakieś wyższe czy lepiej poszukać jakiś niższych, biodrówek? Może to głupie pytanie ale nie chciałabym żeby coś z raną się stało a ja jednak mam 1,5 godziny jażdy samochodem do domku.. No i czy rajstopy ciążowe będą dobre na wyjście..? :)
    Dziękuję jeszcze raz za wszystkie rady!! :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Jej. Wzruszyłam się. I odżyły w sumie nie tak dawne wspomnienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, tak chciałam napisać, by.. nic nie umknęło na lata, choć to pewnie chwile, których nie da się zapomnieć.

      Usuń
  20. Przepięknie napisane ! Cud nad cudami. Dzieciątko ! Moje za 3 tyg kończy już rok:) wspaniałe miesiące i lata przed Wami , serio!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Mamy nadzieję, że będzie niepowtarzalnie:)

      Usuń
  21. Post świeższy powyżej bardzo mnie przybił, ale tutaj radość, miłość, no.... :)))

    OdpowiedzUsuń
  22. Cudownie się czytało:))
    Wielkie gratulacje :*
    Jak będziesz się nudzić wpadnij do nas ,pozdrawiam
    www.drugianiol.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  23. Dziękujemy - także za zaproszenie, z chęcią odwiedzę:)

    OdpowiedzUsuń
  24. No i wzruszyłam się i popłakałam. Najcudowniejszy chyba opis jaki kiedykolwiek ktoś mógł napisać. Z humorem, tak życiowo! W ogóle całego bloga czyta mi się z niesamowitą przyjemnością i uśmiechem na ustach. :)
    Zapraszam również i do mnie, może nic wielkiego, ale mam nadzieję że i wam się spodoba choć trochę. :) http://chocolatte-feliz.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

On, Ona i Ono dziękują za Twój komentarz