poniedziałek, 31 grudnia 2012

Pożegnanie roku w dwupaku

Jeszcze rok temu Ona i On jedynie w marzeniach myśleli o tym, że sylwestra 2012 spędzą w nieco większym gronie. I nie chodziło tu o najazd znajomych czy rodziny. Nigdy nie przepadali za dużymi imprezami. Dla Niej i dla Niego od zawsze ideał tego wieczoru kojarzył się z kameralnym spotkaniem w ukochanych, kuchennych pieleszach. I choć w tę ostatnią noc roku nic się nie zmieniło, w ciągu roku zmieniło się tak wiele. Ten wieczór Ona i On spędzają już we trójkę - Ona w dwupaku.

niedziela, 30 grudnia 2012

Sylwester starszych ludzi

On w tym roku zamiast tequili zakupił fajerwerki.
- Te pan weźmie - doradził sprzedawca. - Półprofesjonalne, złota wierzba, 170 metrów w górę.  Aż się dzieciaczek w brzuchu przewróci - dorzucił, wskazując na Jej brzuch.
On się skusił. Szedł dumnie z nową zabaweczką i już planował, gdzie ją odpali.
- Człowiek na starość głupieje - On śmiał się z siebie. - Rakiety? Kiedyś człowiek by tequilę kupił i z dziewczyną wypił a tak...
- A tak będą rakiety i będzie żona!

sobota, 29 grudnia 2012

Przerażający... połóg

Przygotowując spis najpotrzebniejszych rzeczy dla Malucha, Ona przygotowała żelazną listę na pierwsze dni dla siebie. Podkłady poporodowe, wielgachne podpaski, maść na brodawki, jednorazowe majty i bawełniane majty mama size.

I wtedy, na parę chwil poczuła, że poród jak poród, ale to co po nim naprawdę Ją przeraża.

I choć wie, że widok Malucha wynagrodzi wszystko, to ta cała fizjologia już teraz rozkłada Ją na łopatki.

piątek, 28 grudnia 2012

Jak być seksi mamą?

Ona i On wybrali się wreszcie (Ona naciskała na "wreszcie";)) na wyprawkowe zakupy. 36. tydzień za pasem, a dotychczas mieli ciuszki dla kilkumiesięcznego dziecka, kocyki, łóżeczko, galotki i skarpeciochy. Dwie godziny zajęło im wyszukiwanie kaftaników, rękawiczek, kremów na odparzenia, wkładek laktacyjnych, szczoteczek i grzebyków, pieluch oraz emulsji do kąpieli.

- Teraz mam siateczkowe majty i poduszkę z dziurką. Dokupię jeszcze bezkształtny stanik z klapką i będzie ze mnie prawdziwa seksi mama - westchnęła Ona.


wtorek, 25 grudnia 2012

Cesarka na życzenie

Jego Siostra składa Jej świąteczne życzenia:
- I bezbolesnego porodu!
- A bywają takie? - śmieje się Ona.
- No, jak zapłacisz, to zrobią ci cesarkę i będzie po sprawie.

Tak, za drugi uśmiech na brzuchu - na życzenie Ona na razie podziękuje. Jeśli będzie koniecznością, przyjmie to z dobrodziejstwem inwentarza, ale żeby samemu pchać się pod nóż? To nie dla Niej.

sobota, 22 grudnia 2012

Syndrom wicia gniazda?

Ona raczej nie jest skłonna do wdawania się w rozmówki z napotkanymi ludźmi, ale odkąd jest w ciąży prawie każda kobieta, która ma za sobą to doświadczenie, czuje chyba, że musi akurat z Nią podzielić się wspomnieniem, jak rozrywane było jej krocze, jak dziecko objadło jej brodawki, ale też jak przyjemnie było nosić pod sercem dziecko. Więc Ona słucha. Czasem dorzuci coś od siebie, jednak najlepiej słowotoku pań nie przerywać.

- Ooo! Jaaaaaki brzuch! - wita Ją fryzjerka. - Ja takiego dużego nie miałam!
- Nawet w dziewiątym miesiącu? - upewnia się Ona z lekka nie dowierzając.
- Nawet!
- Oj, pani to ma malutki! Ja miałam ogromny - odzywa się drobna czytająca gazetę blondynka, której prawdziwą naturę podkreśla świeżo nałożona farba. - Dwa razy byłam w ciąży i dwa razy przytyłam 25 kilo! Mój brzuch to było zjawisko. Najpierw pojawiał się on, dopiero daleko w tyle byłam ja. Ale to był dobry czas.

- Ja przytyłam 12 kilo i miałam grube dupsko - wspomina fryzjerka. - A jakie włosy gęste, piękne miałam! I ten pęd do sprzątania! Rano odkurzałam, a wieczorem po przyjściu z pracy robiłam to samo, jakby miał kto w tym czasie w zamkniętym domu nabrudzić!
- O tak, i ja mogłam na okrągło sprzątać! Uwielbiałam myć okna! - przyznaje blondynka.
- No właśnie, my tu gadu gadu, a na mnie podłogi i okna czekają, możemy trochę przyspieszyć? - dopytuje Ona, której fryzjerka ledwie zdążyła szampon rozprowadzić na włosach.

I z nową fryzurą Ona wróciła do domu. Umyła okna, przesadziła kwiaty, wstawiła pranie, kurze starła, obiad zrobiła, odkurzyła i umyła lodówkę.
- Kiedy ci to minie? - zapytała samą siebie, patrząc w lustro w dopiero co wyszorowanej łazience.


piątek, 21 grudnia 2012

Wymioty w pełni

- Ile tam jeszcze pań siedzi na korytarzu? - zapytał Gin.
- Z pięć na pewno - odpowiedziała Ona.
Doktor na chwilę się zamyślił.
- A opowiadałem już o pełni i wymiotach?
- O pełni i wymiotach? - Ona powtórzyła sądząc przez chwilę, że się przesłyszała. - Nie..
- Przyjeżdża pacjentka na izbę. Koleżanka ją przyjmuje. Babka mówi: "Jestem w 36. tygodniu ciąży. Jest pełnia, a ja nie wymiotuję. Ja zawsze wymiotuję, gdy jest pełnia, rozumie pani doktor?! Czy wszystko dobrze z moim dzieckiem?!".
Ona zawyła do księżyca, tj. zaśmiała się.
- Koleżanka skończyła z upomnieniem, bo że tak powiem.. lekko zrugała ciężarną.

czwartek, 20 grudnia 2012

Owłosiona ciężarna

- Panie doktorze, czy to normalne, że w czasie ciąży.. jakby to powiedzieć.. czy to normalne, że.. - zaczęła Ona.
- No proszę mówić - zachęcił Ją Gin, przyglądając się jednak jakby bardziej podejrzliwie.
- Czy to normalne, że w czasie ciąży owłosienie jest.. większe?
Gin spojrzał uważnie w okolice Jej nosa i na brodę.
- Ale przecież niczego nie widać! - odparł.
- Ale nie na twarzy! - wykrzyknęła Ona.
- Aaa.. na brzuchu? - dopytał. - Normalne, sterczące krótkie włoski, szczególnie na ciemnej linii. Minie po ciąży.
- Tak, tak, minie - burknęła Ona. - A co, jeśli nogi jak żyrafa zostaną? I to nie, że takie fajne, dłuuuuugie ale że owłosione?!

Gin tylko roześmiał się, zerkając na jej krótkasy wyłożone na kozetce.

środa, 19 grudnia 2012

Gdzie się bawi Gin w sylwestra?

- Hoł, hoł, hoł! - powitał Ją w przedświątecznym nastroju Gin.
- Phi, w takiej koszuli różowej? - powiedziała Ona. - A gdzie czerwony kubraczek? Gdzie czapa? - wyliczyła braki w garderobie. - No, broda chociaż się zapuszcza! Święta za pasem, a człowiek w ogóle nieprzygotowany. Ja chociaż pierogów nalepiłam nieco!
Gin spuścił głowę.
- A plany sylwestrowe jakie państwo mają? - zapytał.
- A w domu się bawimy, konkretnie w kuchni.
- Ohoho, szaleństwo! - odparł z przekąsem szczęśliwy, że niby uda mu się odgryźć. Nie wie bowiem, że dla Niej i dla Niego taka wizja żegnania 2012 roku to największa przyjemność.
- A pan doktor gdzie bawi?
- Ja? ekhm.. ten.. no.. - zawiesił się na chwilę. - No ja na porodówce. Całe 48 godzin. Impreza na całego!
- Jaki Nowy Rok, taki cały rok - wywróżyła Ginowi Ona. - Obym nie dołączyła, bo się rodzina w ekspresowym tempie zacznie powiększać.


wtorek, 18 grudnia 2012

Znikająca Margolcia

Margolcia znikała w oczach. Z każdym tygodniem oddalała się od Niej. W siódmym miesiącu Ona zerkała jeszcze z sentymentem i nadzieją, że trochę czasu spędzą razem. Zagadywała do niej ukradkiem - tyle spędzonych razem lat nie mogło ot tak odejść w niepamięć.

Nie pogniewały się, nie pokłóciły wielce. Niby obie baby, a dogadywały się właściwie bez słów, bo o czym tu było gadać: pogodzie, o tym, co zrobić na obiad czy o ostatnim odcinku ulubionego serialu?
Ona wiedziała jednak, że i te spotkania wkrótce się skończą. Czuła w kościach, a właściwie w mięśniach (?) brzucha, że nadchodzi nowy etap ich znajomości - znajomość na odległość.

I stało się. W połowie ósmego miesiąca Margolcia odeszła. Zapewniła na odchodne, że nie na zawsze. Powróci jeszcze kiedyś. Tymczasem Margolcia (tak zwana przez Jej Siostrę cipka zwyczajna) skryła się już całkowicie za Jej rosnącym brzuchem. I tyle ją widzieli.

Niby kluczowa dla sprawy, a znika!

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Lubię swoje ciało w ciąży

Nieco więcej na bioderku, kilka żyłek na nogach, dodatkowe kilogramy na wadze, ale - Panie i.. Panowie: zero pryszczy, gęste, jakby rzadziej przetłuszczające się włosy, paznokcie, które nie łamią się tak chętnie i... cycki - wreszcie nieco większe niż rodzynki - o tak, Ona ma co w swojej ciężarnej wersji lubić.
Tymi ostatnimi i On pogardzić nie może..

środa, 12 grudnia 2012

1 dziecko = 1 ząb?

Ona postanowiła ulec chwili, zachciance - ach, powiedzmy nawet, że ciążowej. Zakupiła paczkę orzeszków w czekoladzie. Otworzyła ją na mrozie, tuż po wyjściu ze sklepu, mijając zazdrosne oczy kilkuletniego chłopca. A co, może! Dorosła jest!
- Będziesz duży i w ciąży chłopczyku, to też będziesz tak mógł - pomyślała w duchu.

Zanurzyła w paczce rękę, a dłoń pełną słodkości.. stop.. stop.. stop.. damą jest przecież! Rękę więc w torebce zanurzyła i wyjęła nie całą garść a parę tylko orzeszków.  Wiadomo - jeść musiała szybko, bo takie ustrojstwo nawet na zimnie topnieje w dłoniach, a Ona przecież dodatkowo na zmarznięcie rąk pozwolić sobie nie mogła - dla dobra dziecka, rzecz jasna.

Jadła więc z apetytem i.. na jednej ze słodkich kulek straciła wyleczony nie tak dawno ząb.

1 dziecko = 1 ząb? No jeśli tak wygląda legendarna utrata zębów w ciąży, to Ona dziękuje.

Ale tak, paczuszkę wykończy, draniom orzechowym nie daruje! Jeszcze i On mógłby czasem na nich zęby stracić. Ona nie może na to pozwolić! Czym by się wtedy wytłumaczył? Że dziecka się spodziewa?

środa, 5 grudnia 2012

Koniec z korkiem

Koniec z korkiem. Nie, nie korkiem ulicznym -taki to norma, szczególnie z rana. Korka koniec.
Niestety nie zatykał Jej on ust. Zatykał inne rejony.

- Dał mi pan doktor nadzieję, mówiąc, że w 18. tygodniu odstawię - skarżyła się Ginowi. - Minął 18., 19. tydzień, 30. nawet i coooo?
- I odstawiamy - zadecydował Gin, litując się nad Nią.

Ona dostała tylko przykaz - odstawić luteinę powoli i dokładnie się obserwować.  Nastąpił więc czas bez codziennego korkowania. Ona z radością pożegnała tę wieczorną ceremonię.

Wreszcie i On zaczął nieco radośniej przyjmować Jej powroty z łazienki. Już nie było mowy o tym, że się spóźnił.
- O nie, nie, za późno, kochaniutki. Już jestem zajęta - tego długo On nie usłyszy. Hulaj du..sza!

wtorek, 4 grudnia 2012

Pierwsze galoty dla syna!

Ona wreszcie przestała być wyrodną matką! 32. tydzień rozpoczęła kawą (dooobra, pewnych wad zła matka tak szybko nie wypleni), wyprawą na badania i radością z pierwszego padającego (ba! zasypującego miasto!) śniegu.
Potem spontanicznie Ona weszła do sklepu. Nie, żeby wcześniej się nie wybierała. Zaglądała nawet nieraz do dziecięcych działów, dotykała, wydawała jakieś ochy i achy, ale - nie wiedzieć czemu (dooobra: w pierwszyc tygodniach, by nie zapeszyć, ale później?!) nie kupowała.
A tymczasem wyprawkę przygotowali już Jej Rodzice, Kuzynka nawet coś sama uszyła (Ona pokaże - cudeńka!), Ciocie prześcigają się w tym, która wynajdzie coś słodszego, nawet On - ojciec przyszły - o parę miesięcy Ją uprzedził, ulegając urokowi czapeczek i bodziaków;)

Dziś, gdy Ona zobaczyła pasiaste galoty, nie mogła sobie darować. I synowi też nie mogła.
- Kopie jak wariat, ale mikołajkowy prezent mu się należy - pomyślała i pomknęła do kasy.


Zgarnęła jeszcze jedną parę, gdyby się okazało, że Maluch po matce będzie miał fazę na poziome pasy (a bo poszerzają, a przecież zawsze leżeć nie można, w wyszczuplający pion je zamieniając!).


Chyba żadne zakupy aż tak bardzo Jej nie cieszyły. Warto było czekać. ale Ona już czuje: lawina ruszyła i następne ciuchy szybko się posypią;)

niedziela, 2 grudnia 2012

Co najlepsze na potówki?

Położna radzi. Na ropiejące oczka noworodka - sól fizjologiczna, na pleśniawkę - Aftin, na krostkę po szczepionce - cierpliwość, na ciemieniuchę - profilaktyka. A na potówki?
- Na potówki najlepsza jest łagodząca kąpiel z dodatkiem mąki ziemniaczanej. Wystarczą dwie łyżki mączki na całą kąpiel. Kąpiel w takim krochmalu powinna szybko pomóc - radzi przyszłym rodzicom przyszłych dzieci z przyszłymi potówkami Położna.
- Nie wyjdzie z tego czasem jakiś sztywniak? - zastanawia się Ona.

sobota, 1 grudnia 2012

Czy dziecko się.. przekręci?

Ona i On obserwują na usg wyczyny Malucha.
- Tu jest główka, tu stópka. Stopa ma już 5 centymetrów - mówi Gin. - Serce ładnie bije. Mały ma już 1655 gram.
Ona i On patrzą w ekran monitora jak zaczarowani.
- A jak jest ułożony? - pyta Ona zaciekawiona. - Ostatnio był miednicowo.
- Główkę ma na dole. Tu - w tym momencie Gin krąży sondą w górnej części Jej brzucha - jest pupa, a nogi tutaj.
- Ale w sumie może się jeszcze przekręcić, prawda? - pyta Ona o realny obrót (jak by nie było) spraw.
- Przekręcić lepiej nie, ale obrócić tak - śmieje się Gin.


piątek, 30 listopada 2012

Kiła, kiła, kiłuuuunia

Gin odbiera telefon.
- Dobry wieczór.. Tak.. mhmh.. Proszę poczekać.. - mówi do słuchawki. - Pani X? No niestety, nie ma pani cukrzycy. Toksoplazmoza? Nie, niestety toksoplazmozy też pani nie ma. - mówi, zerkając na wyniki pacjentki. - Tak, do zobaczenia! - kończy.

- Takie złe wiadomości na koniec dnia? Kobieta nie zaśnie! - śmieje się Ona.
- Moment, moment, zobaczymy, co tam u pani dobrego - odrzeka Gin złowieszczo i wyciąga ostatnie wyniki krwi. - hm.. Kiła. - oświadcza.

- Cooo? - woła Ona.
- O fuuujjj.. Kiła! - reaguje doktor.
- No chyba kiły nie mam! - odpala Ona.
- Ale kiła to w gruncie rzezy fajna choroba. Kiła, kiła, kiłunia - Gin przemawia niczym do małego dziecka. - No niestety kiły pani nie ma. Toksoplazmozy też nie. W ogóle wyniki idealne. Nuuuuuda - odrzeka.

czwartek, 29 listopada 2012

Znów o wadze w ciąży

Ona wychodzi z przebieralni.
- Ile kilo wpisać? - pyta Gin.
- W sumie przybyło 6.
- Ooo, to ładnie. Ale tak szczerze proszę mi powiedzieć: czy ta waga nie zaniża czasem? - dopytuje doktor.
- Nieeee - cedzi Ona tak zadowolona z wyniku na wadze.
- Proszę się zastanowić i powiedzieć mi szczerze - przybiera poważny ton głosu Gin. - Ja się dziś na niej ważyłem i nie byłem taki zadowolony!
- A nie, tak szczerze, to ona zawyża. Zawyża! Taka z niej cholera! Proszę ją koniecznie jak najszybciej wyrzucić! Tylko w błąd wprowadza, nic więcej!

środa, 28 listopada 2012

Panda w ciąży?

- Obrzęki? - pyta zdawkowo Gin, uzupełniając kartę ciąży i patrzy na Nią. - Aaa.. ok, opuchlizna na twarzy, dobrze.. wpisujemy.. - w tym momencie jego dłoń zamiera nad właściwą kratką dokumentu.
- Cooo? - dziwi się Ona. - Jaka opuchlizna?
- A nie, w sumie daleko jeszcze pani do Kung Fu Pandy. 

wtorek, 27 listopada 2012

Do dentysty w ciąży?

- Jak można narzekać na dentystę, gdy w ciąży co rusz odwiedza się ginekologa? Ten grzebie i tamten grzebie, tylko wybierają nieco bardziej dogodne dla siebie lokalizacje - śmieje się Ona, próbując rozważyć, na fotelu u którego ze specjalistów robi gorsze miny. Ciągle nie może się zdecydować.

Nie, wcale nie jest tak, że jedno dziecko oznacza utratę jednego zęba. Nie u Niej. Konieczność wybrania się do stomatologa wynikała z zaniedbania. Ząb ukruszył się już dawno, ale - jak już przestał boleć - droga jakoś dziwnym trafem do dentystki nie prowadziła. Więc Ona odpuściła.
Odpuściła do czasu, gdy nie chciała się ratować przeciwbólowymi tabletkami, a szóstka boleśnie pulsowała.

- Ojoj - z lekka załamała ręce Dentystka zwana Buziaczkiem ("Otwórz buziaczka! Przepłucz buziaczka! Zamknij buziaczka!" - to jej rozpoznawcze komendy wydawane pacjentom). - Nie wyrwę, bo jak się ukruszy, może być niebezpiecznie i niewielkie będzie pole manewru. Kanałowo leczyć nie będę, bo przydałoby się znieczulenie. Dam więc lekarstwo, zobaczymy, czy pomoże, a potem ząb odbudujemy.

Tak też dentystka zrobiła. Lekarstwo pomogło na tyle, że antybiotyk, na którego oficjalnie zezwolić na podpieczętowanym świstku musiał Gin (klindamycyna) był zbędny. Odbudowaną szóstką Ona zagryza teraz śniadanie.

- Otwórz buziaczka jeszcze raz - zaordynowała Dentystka. - O tak, piątka też mi się nie podoba. Widzimy się za dwa tygodnie.

Czyżby jednak jedna ciąża=jeden stratny ząb?


poniedziałek, 26 listopada 2012

Ile przytyłaś?

- Ile przytyłaś? - pyta Ją CO SPOTKANIE ciotka.

- Ooo.. dużo już się przybrało? - zagaja NIBY mimochodem koleżanka.
- Ho, ho.. Się tyje - komentuje DOKŁADNIE LUSTRUJĄC Jej brzuch znajoma znajomej.
- Ile pani przybrała na wadze? - potrafi Ją spytać OBCA kobieta.

- A co was to wszystkich obchodzi? - myśli Ona, głowiąc się, dlaczego ta INTYMNA kwestia tak bardzo zastanawia prawie WSZYSTKIE kobiety dokoła Niej.

Dużo mniej interesuje to Jej Gina, który pyta o to raz w miesiącu i wie, że to wystarczy, bo kobieta, która w ciąży dużo przytyje urodzić może równie dobrze małe, jak i duże dziecko - dokładnie tak, jak i kobieta, która w ciąży przytyje niewiele.
Niewiele też obchodzi to Jego, który śledzi rozwój brzuszka i malucha, ale nie przelicza tego na gramy.
I Ona ma do tego zdrowe podejście, bo wie, że na dodatkowe kilogramy - prócz samego dziecka - składają się też fajne cycki, krążącą w żyłach krew, powiększająca się macica, a także łożysko i tłuszcz, o który tak łatwo także poza ciążą, nieprawdaż?

- Oj tak.. roztyłam się jak świnia, cieszę się, że zauważyłaś - ma Ona odpowiedzieć, licząc, że dzięki temu ciotka/koleżanka/znajoma znajomej/przypadkowo spotkana obca kobieta poczuje się lepiej i będzie mogła prawić morały?

- Przytyłam w normie, ale i tak będziesz wiedziała lepiej, co mi wolno i co będzie dla mnie lepsze - ma Ona odrzec, mając nadzieję, że sprawi to, iż ciotka/koleżanka/znajoma znajomej/przypadkowo spotkana obca kobieta... poczuje się lepiej i będzie mogła prawić morały?
- To tylko wzdęcie po fasolce - ma Ona odpowiedzieć, udając, że choć brzuch jest Jej prywatną sprawą, chce o Nim dyskutować z ciotką/koleżanką/znajomą znajomej/przypadkowo spotkaną obcą kobietą i pozwolić im poczuć się lepiej i dać przyzwolenie na prawienie morałów?
- A ciocia/Ty/pani ile? Nie myślałaś o diecie? - najchętniej odpaliłaby Ona.

Rzecz nie w tym, że Ona ma coś do ukrycia, bo dodatkowe 6 kilo na prawie końcówkę 7. miesiąca to Jej dumny ciężar, którego za nic by się nie pozbyła. Ba, więcej jeszcze by przybrała z chęcią - w następnych tygodniach, obserwując, jak maluch rośnie. I przybierze. Ale co komu do tego?


czwartek, 22 listopada 2012

Cyrk porodowy

Położna ze szkoły rodzenia relacjonuje podczas zajęć większość porodów mniej lub bardziej kojarzonych dziewcząt.
- Proszę sobie wyobrazić, że niedawno w jednym z naszych państwowych szpitali wprowadzono takie udogodnienia, które spotyka się głównie w prywatnych klinikach. Dzięki temu jedna pani z drugiej grupy urodziła ostatnio na linie. To niewiarygodne!
- Ponoć szukają teraz chętnych do porodu na trapezie - rzuciła Ona pod nosem, dziwiąc się entuzjazmowi całej grupy.

środa, 21 listopada 2012

Ciężarnej o wiek sie nie pyta

- To jaki ma pani numer pesel? - dopytuje Gin, zerkając w komputer.
Nim Ona zdąży odpowiedzieć, doktor rzuca:
- 64...
- Ja mu dam! 64? - Ona się oburza.
- A nie, takie jaja sobie z położną dziś robiłem, u pani to 70...
- Wychodzę! Nie dość, że ciężarna gruba, zmęczona, to jeszcze tak jej dowalić trzeba??

Gwoli wyjaśnienia: Ona urodziła się w latach osiemdziesiątych. W początkach lat osiemdziesiątych, ale jednak;)

wtorek, 20 listopada 2012

Czas na L4?

- Halooo.. Dzień dobry! Panie doktorze, wymienię coś słodkiego na zwolnienie. Da radę? - Ona telefonuje do Gina.
- Oj, może być trudno.. - rzuca do słuchawki poważnym głosem doktor.
Ona zamyśla się, chwilę milczy. Po paru sekundach Gin odpowiada:
- Wie pani, na dietę przeszedłem. Zamiast teatralnego zamawiam miks sałat! - mówi ze śmiechem.

poniedziałek, 19 listopada 2012

Zachcianki w ciąży

- Czy ja nie mogę być w ciąży normalnie, jak inne baby? - westchnęła Ona.

Jedno rzyganko, zero przybranych kilogramów, mniej jeszcze upierdliwego narzekania i brak roszczeniowej postawy w stylu: "haloooo! ja tu w ciąży jestem! mnie się należy: ulgowa taryfa, chorobowe (na głowę) i w ogóle wachlowanie palmowym liściem" - to w I trymestrze.

W II: trochę bólu tu i tam, powolne przybieranie na wadze, trochę smutku przeplatającego się z radością (Ona odnosi wrażenie, że częściej takie stany mieszały się Jej w okresie p.n.c.), ale ogólnie energia i zadowolenie. Przecież maluch w drodze!

No i nic. Zero karczemnych awantur, a pitolenie o "słitaśnych śpioszulkach dla dzidzi" w ogóle na minusie. To tego ani jednej zachcianki.

On czeka w blokach startowych, by wyjechać w środku nocy po coś, cokolwiek, byle Jej tylko dogodzić, byle spełnić to swoje męskie zadanie, którego wymaga od niego świat: dopieszczania kobiety zupełnie zbędnym śmieciowym jedzeniem i tłumacząc Jej obżarstwo ciążowym zapotrzebowaniem na (kolejność dowolna):
- czekoladę,
- kiszonki,
- fast foody,
- lody,
- cytrusy,
- lody zagryzane ogórkiem,
- kapuchę popychaną lodami.

I nie, Ona nie żyje niczym ojciec Scholastyk, korzonkami jedno się żywiąc. Odżywia się normalnie - może stąd organizm nie wariuje, potrzebując nagle nie wiadomo czego? A może Ona nie wariuje, myśląc: "eee najem się, przecież w ciąży jestem? świat tego ode mnie oczekuje!"?
 
A może czas na to przyjedzie w III trymestrze i ciąża rzeczywiście okaże się być obrzękiem mózgu, jak Gin zapowiedział?

niedziela, 18 listopada 2012

Lady in red

Ona zapakowała się wczoraj do teatru w czerwoną kieckę. Szczęśliwie tuz przed wyjściem przejrzała się w lustrze.
- Wyglądam jak wieloryb z gorączką! - pomyślała. - Nowa maskotka ochotniczej straży pożarnej!
Szybko zapakowała się w coś mniej jaskrawego. Ciemny fiolet i czarna marynarka niewiele wyszczupliły, ale tego Ona potrzebowała tego wieczoru.

piątek, 16 listopada 2012

Jaka piękna mama!

W szary dzień na początek pięknego weekendu. Dla domowych kur i lwic. Wózkowych i chustowych też;) Obecnych i przyszłych.


czwartek, 15 listopada 2012

Tabletka - na szczęście!

Ona konkuruje ostatnio z Jej Babcią na najbardziej kolorowe i obfite danie pełne medykamentów. Babcia co rano przygotowuje swoją miksturę. Podchodzi do tego z pasją prawdziwego szefa kuchni, wykładając wszystkie składniki na stół, wybierając co lepsze kąski, nonszalancko mieszając i.. łykając pół garści kolorowych pigułek: na serce, na wodę w organizmie, na wzmocnienie i na spokojność - na raz!

Ona faszeruje się każdego dnia także sporą liczbą tabletek. Jednak nie trzyma się tradycyjnych babcinych receptur i rozkłada cały przydział na pięciodaniowe przysmaki:
  • mała okrągła rano, by tarczyca dobrze działała, 
  • po porannych skurczach łydek jeszcze i owalna dużo większa z dawką magnezu (która jednak nie wyklucza jednak zażycia później kostki czekolady - albo i dwóch;)),
  • wieczorem spora różowa - zestaw witamin dla mam przyszłych,
  • gdy jeszcze brzuch da o sobie znać - mała pigułka do trzech razy dziennie,
  • i na noc jedna jeszcze - albo dwie - by skurczów nie prowokować.
No rozpusta! Ale jak mało kalorii. Taka tam molekularna kuchnia.

wtorek, 13 listopada 2012

Przykazanie 11: Nie ustępuj!

Ona po pracy wtarabaniła się do autobusu. Z braku wolnego miejsca siedzącego stanęła, chwytając rury, która nie miała jednak nikomu zapewnić zmysłowego pokazu. Śmierdziało potem. Wytrzymała tylko do pierwszego przystanku, po czym uchyliła okno. Prychnięcie siedzącego pana i uwagę młodej dziewczyny: "Jak komuś gorąco, to niech się rozbierze" Ona pozostawiła bez komentarza.

Autobusem bujało nie mocniej niż zwykle, ale Ona chyba nieco gorzej to znosiła. do tego maluch fikał koziołki to w jedną, to w drugą stronę. Za amortyzację służyła Ona - innym i to nie tylko ludziom, ale także pewnej sporych rozmiarów siatce obijającej się o Jej łydkę oraz torebce uderzającej Ją regularnie w ramię.

Trzymała się oburącz rurki, przyglądając się z wielkim pragnieniem (żeby nie powiedzieć: z potrzebą) zwalnianym na niektórych przystankach krzesłach zajmowanych w ciągu ułamka sekundy przez kolejne osoby. Ona nie twierdzi, że była z tego tłumu osobą najbardziej potrzebującą. Na pewno dwom zagadanych studentkom przyjemniej rozmawiało się na siedząco, a pan z teczką miał lepszy widok na miasto z wysokości pół metra i 20 cm od szyby.

Gdy ją oblał zimny pot i bącnęła dzięki przepychającej się kobiecie brzuchem w oparcie krzesła, odważyła się i spojrzała na siedzącego obok mężczyznę (na oko albo i dwa lat czterdzieści kilka z hakiem, obok siedzenia brak kuli, na nodze gipsu, w otoczeniu wielu pakunków; parę chwil wcześniej głos miał raczej mocny, bo głośno rozmawiał przez telefon - schorowany na pierwszy rzut oka nie był, ale Ona przecież mogła się mylić).
Wydusiła więc z siebie:
- Przepraszam, słabo się czuję, czy byłaby możliwość, żeby ustąpił mi pan miejsca choć na chwilę?

I w tym momencie pożałowała.
- Jak się źle czuje, to po co jeździ autobusem? - zapytał lekceważąco mężczyzna.
- Właśnie! Też coś! Młoda dziewczyna, a stać nie może - dorzuciła nieco głośniej starsza pani, głaszcząc po udzie może ośmioletnią wnusię, która rozpłaszczyła się na siedzeniu obok i wbiła w Nią zadowolony wzrok.

Ona chciała jeszcze raz powiedzieć, że źle się czuje.. że gorąco.. że przedłużająca się przez roboty drogowe jazda do domu wyjątkowo Ją zmęczyła, wreszcie, że - gdyby ktoś nie widział - duży brzuch to nie oznaka przejedzenia, ale połowy siódmego miesiąca ciąży, a co za tym idzie czasem trudno zachować równowagę.. że plecy od samej torebki bolą.. że ciasno.. że trudno się złapać nawet na zakrętach.. że gdyby nie musiała, wcale by nie poprosiła (wszak wczoraj przebyła tę drogę na stojąco, nie tylko niezauważona przez pasażerów, ale także nie prosząc żadnego z nich o łaskę w postaci odrobiny życzliwości czy zrozumienia).

Chciała jeszcze dodać, że bezpieczniej będzie nie tylko dla Niej, ale i dla malucha, jeśli usiądzie, nie wspominając pasażerów, którzy mogliby Jej udzielić pierwszej pomocy, gdyby upadła. Ale to przecież nie miało znaczenia. Nic więc nie powiedziała.

Dwa przystanki przed dojazdem do domu - kolejne 20 minut później - w sumie po 40 minutach jazdy, usiadła.

W tym momencie poderwała się do wyjścia babcia z wnusią, obie zmierzyły Ją dumnym spojrzeniem. Ta ostatnia zostawiła  na siedzeniu rękawiczki.
Ona zawołała za nią, ale tylko w myślach. I to stek przekleństw, bo na nic więcej nie miała już siły.

sobota, 10 listopada 2012

A może poród w wodzie?

- O poród w wodzie wcale nie jest tak łatwo - zapowiada Położna. - Dziecko musi być prawidłowo ułożone, pierwsza faza porodu musi przebiegać bez zakłóceń, godzinny zapis KTG musi być prawidłowy, a do tego położna, która odbiera poród w wodzie musi być odpowiednio przeszkolona. Takie specjalistki kończą specjalny kurs.
- Chyba dla nurków - Ona kwituje listę wymagań, a wizja porodu w wodzie odpływa...

piątek, 9 listopada 2012

Wyrodna jeszcze nie matka

Śladem Tekstualnej Ona postanowiła podsumować swoje oznaki bycia wyrodną jeszcze nie matką:

- codziennie pije kawę (pyszną rozpuszczalną w mlekiem - w weekendy filiżankę zamienia na wiadro mlecznego napoju), a nawet dwie,
- śpi na prawym boku, bo jeszcze nie potrafi uznać, że lewy jest nową czernią tej jesieni oraz nadchodzącej zimy,
- pracuje i w... pracy i domu, choć mogłaby leżeć do góry brzuchem - bo przecież jest w ciąży,
- w autobusach stoi czasem i nie awanturuje się, gdy nieuprzejmi/zapatrzeni/zmęczenie/w równie wysokiej ale dużo mniej widocznej ciąży ludzie zajmują wszystkie siedziska,
- przeklina, bo trzeba czasem i barany zasłużyły, co nie? (patrz wyżej choćby),
- jeździ autem z normalnymi pasami,
- nie kupiła jeszcze NIC dla dziecka,
- nie odmawia sobie ciepłych kąpieli,
- nie kupiła uciskowych rajtek, za to nosi za ciasne skarpeciochy,
- regularnie maluje paznokcie,
- spędza przed komputerem zbyt dużo czasu,
- za mało śpi - nie drzemie po obiedzie, nie dosypia rano,
- ogląda horrory, na których sama się boi,
- nie gada do brzucha ciągle i o nim też nie nawija jedynie,
- sprząta mieszkanie, robi zakupy, spaceruje godzinami, w ogóle NORMALNIE żyje,
- je normalnie, czyli całkiem zdrowo z małymi odstępstwami - bo nie można dać się zwariować.

Post doczeka się niejednej edycji.

środa, 7 listopada 2012

Zmęczony mężczyzna

- Jak się pan ma? - zagaduje Jego Położna za zajęciach ze szkoły rodzenia.
- Nie najgorzej, dziękuję.
- A czemu się pan nie uśmiecha? Boi się pan czegoś? - drąży.
- Bez przesady, czego mam się bać? - odpowiada On.
- Pewnie jest pan po pracy - Położna doszukuje się przyczyny braku radosnego uśmiechu od ucha do uch.
- No tak, niedawno skończyłem.
- Widzą państwo... - Położna zwraca się do Niej i do Niego - ja się tak cieszę, gdy panowie tu przychodzą. Są tak wielkim wsparciem dla Pań. Szczególnie dobrze, jeśli znajdują czas, by mimo zmęczenia po pracy przyjechać i posiedzieć tu, choć często siły i chęci brak.
- Przepraszam, ja też jestem po pracy. I co w związku z tym? - Ona zapytuje.
- To może zaczniemy zajęcia - proponuje Położna, szybko się wycofując.

poniedziałek, 5 listopada 2012

Po czym ginekolog pozna pacjentkę?

- I co tam słychać u pani? - zagaduje Gin.
- A dobrze, tabletki grzecznie to łykam, to wkładam. Brzuch nadal pobolewa, z nosa krew leci, nad ranem łapią skurcze, a i dziąsła też czasem krwawią - żyć nie umierać!
- No! Czyli wszystko w najlepszym porządku. To zapraszam na badanie.
- O rany... Znów? - marudzi Ona. - Jeszcze się panu doktorowi te widoki nie znudziły? A zresztą: jak pan to znosi tak bez przygaszonych świateł i nastrojowej muzyki?
- A nie najgorzej, dziękuję - śmieje się Gin. - A wie Pani, że większość ciężarnych poznaje się po... - doktor zawiesza głos.
- Po kroczu? - dopytuje Ona.
- A nie! Ciężarne po usg dziecka, ale w sumie hasło "pokaż mi swój srom, a powiem ci, kim jesteś" wśród wielu ginekologów nadal obowiązuje.

czwartek, 1 listopada 2012

W czasie deszczu ciężarówki się nie nudzą...

Ona stoi nad grobem, kontemplując wszystkich mniej i bardziej świętych. Nie zauważa nawet, że zaczął padać deszcz.
- Ciężarówka, plandekę ci przyniosłem! - mówi Jej Brat, rozkładając nad Nią parasol.

wtorek, 30 października 2012

Jesienne porządki w szafie ciężarnej

- Końcówka szóstego miesiąca to dobry czas, by uporządkować ciuchy - pomyślała Ona. Zabrała się więc za wietrzenie szaf, wywracanie komody do góry nogami i gruntowny przegląd szuflad.

I nagle ogarnęło Ją uczucie, że już nigdy nie będzie jak dotąd. Ta myśl schowała się gdzieś między letnią sukienką, całoroczną ulubioną ołówkową spódnicą i za przyciasnym już stanikiem.

Czas na wierzch wyjąć szersze koszule, luźne ferety, a najlepiej od razu namiot z tropikiem - w razie deszczu.

I zakupić bieliznę trzeba jeszcze! Może na razie nie gacie mama size, ale już dwa rozmiary większy stanik.

Jak Ona pomyślała, tak zrobiła. Ten zakup Ona zapamięta na długo. 9 sztuk bielizny przymierzonych, 15 obejrzanych, 23 wyzwane od aseksualnych donic na pasku, z obrzydliwymi szerokimi ramiączkami jak z bazaru, trzy ekspedientki obdarowane ostrym spojrzeniem.
Okazało się, że większe cycki, o których Ona kiedyś marzyła, stały się tylko przeszkodą do zakupu ładnej, nieprzekombinowanej bardotki.

Ostatecznie wybrane zostało najmniejsze  - choć nadal sporych rozmiarów - zło. A jak już się trafił dobry model to i w kontrastującym kolorze został zakupiony. A co!

- Już nic nie będzie jak dotąd.. - pomyślała Ona, wciskając balony w pochewki na donice. - Czas na seksi wyjście.

poniedziałek, 29 października 2012

Kto chodzi do szkoły rodzenia

Ona i On rozpoczęli zajęcia w szkole rodzenia. Ona obiecała sobie, że przebrnie, a Jemu - że jeśli będzie źle, ganiać tam będzie sama (pieprzenie, że trzeba we dwoje - ostatecznie kto rodzi?). No ale skoro na razie we dwoje Ona i On chodzą, ze zdwojoną siłą przyglądają się reszcie par.

Jest w grupie Para nr 1: młoda (i do tego śliczna! szlag by ją!) siksa 3 tygodnie dalej niż Ona z brzuszkiem niewielkim i normalnie prawie talią osy. Zbyt wiele w powyższym zdaniu Ona jej rażących wad wymieniła. No po prostu nie da się Jej polubić;) Do tego towarzyszy Jej zaspany młodzieniaszek z krokiem po kolana. Artysta hip-hopowiec, którego na pewne Natalka Lesz przytulić by chciała zapobiegawczo.

Jest Para nr 2: wyglądają jak licealiści z dobrych domów, których to rodzice zmusili do małżeństwa. Ona ma twarz zmęczonego psiaka (Jego spostrzeżenie), ale za to figurkę niezłej suczki (Ona dodaje). Najlepiej z grupy ćwiczy, ale pewnie dlatego, że od początku ciąży rozpłaszczyła się w domu leniwie i nic więcej nie robi tylko nogami macha i mięśnie Kegla ćwiczy.
On jest typem mężczyzny, którego Ona szczerze nienawidzi - obły, ciastowaty, nijaki i smętny. Młody sflaczały obleszek. Służy prowadzącej zajęcia Położnej do przynoszenia lalek-manekinów, zamykania sali do ćwiczeń oraz włączania tv. Świetnie się w tym sprawdza.

Jest Para nr 3: konsultantka, która już na pierwszych zajęciach opchnęła prowadzącej zajęcia Położnej torebkę. Jej towarzyszem jest wychudzony i wysuszony (jak zauważył On) ryży blondyn z kolczykiem w brodzie. Jeszcze nie dali się Jemu i Jej we znaki;)

Jest i ona - ciężarna po przejściach, matka sporego już dziecka, która przyszła dowiedzieć się, jak rodzić (ciekawe: czyżby od 2 lat coś się w kobiecej naturze zmieniło?). W związku z doświadczeniem jest ekspertką pokroju prowadzącej zajęcia Położnej. Nie mogło być inaczej!
Pierwsza opowiada o przystawianiu do cyca.
- O tak, mój Kubuś, to 24 godziny na dobę ssał! - wspomina doświadczona.
- Karmienia musi nauczyć się i matka, i dziecko - zaznacza Położna.
- O tak! To trudna szkoła, mi zajęło to parę tygodni - dzieli się spostrzeżeniami tamta.
- Nie należy dopajać dziecka glukozą - uczy Położna.
- Ale u mnie było inaczej...
I tak przez godzinę.

piątek, 26 października 2012

Słodkości na cenzurowanym


Ona wciągnęła kuszącego czekoladowego cukierka. Niby nic - przełknęła, papierek wrzuciła do kosza, o sprawie zapomniałaby szybko, gdyby nie fakt, że apetyt po słodkiej kostce tylko wzrósł i że... chwilę później, dosłownie kilkanaście sekund... jak się Ono nie poruszyło! Jak się kręcić nie zaczęło! Machać czym popadnie w brzuchu matki!

Ona spojrzała na brzuch, oblała się rumieńcem, a zerkając na wrzucony do kosza papierek - dowód zbrodni  pomyślała:
- Ciekawe, czy miał to być znać: "matko kochana, nie rób tego nigdy więcej ani mi, ani biodrom swoim", czy może - Ona nie traci nadziei, że z Maluchem od razu załapią dobry kontakt i Ono zrozumie Jej miłość do słodkości - "mniam mniam.. ale pyszne";)

poniedziałek, 22 października 2012

Ona nadal szuka targetu

Po prawie pół roku pisania Ona wie jedno: nie trafia w target;)

Oto, po jakich hasłach najchętniej czytelnicy wchodzą na blog (pisownia oryginalna):
bobasy co puszczaia bonki w wannie (czy bonk to taki duży bączek?)
czuję parcie (Ona też! znów! proszę zrobić przejście do toalety)
a jednak synek (sie wie!)
bąki w brzuchu (ludzie to są jednak wszystkożerni!)
dupy trio (żeby nie powiedzieć: trio do dupy)
dupy z rio (dla Niej za daleko, ale jak kto woli)
trio w pochwie (auć!)
dżinsy z gumą na brzuchu (Ona i ta para spodni tworzą dopiero dobrane trio;))
karta ciąży - kolor (różowy - nie było wielkiego wyboru)


Ona - mistrzyni pozycjonowania. Wiadomo nie od dziś, że najlepiej sprzedaje się seks.

sobota, 20 października 2012

Subtelny masaż.. szyjki

Ją znajoma położna przestrzega przed jednym - starymi, niereformowalnymi położnymi, które w zimnych szpitalnych ścianach zrobiły drugą specjalizację - z masażu szyjki macicy. Nie, nie swojej.

- Często się to praktykuje? - zapytała Ona Gina.
- Tylko, gdy przyjeżdża matka czwórki dzieci w piątej, bliźniaczej ciąży i chcemy, by poród skończył się w 20 minut.
- Yyyyyy.. - Ona wdała z siebie odgłos przerażenia połączony z niedowierzaniem.
- No cóż, zdarza się, ale u pierworódek bardzo rzadko. Jeśli kobieta męczy się z porodem, taki masaż rzeczywiście pomaga.
- Ale to ponoć cholernie boli! - Ona stanęła w obronie wszystkich szyjek wszystkich macic.
- No nie powiem, są tacy, którzy mogą się trochę powyżywać, ale wiadomo, że nie w tym rzecz.

- Ale.. jak powie pani komuś o tym, to.. zafunduję pani taki masaż szyjki, że pani popamięta! - odgrażał się Gin na do widzenia. - I kroczę natnę! Jeszcze przed porodem! 

czwartek, 18 października 2012

Natura vs. kultura czyli spór o kupę i włochate krocze

- Akcję "Rodzić po ludzku" i inne takie można sobie między bajki włożyć - szepnął Gin. - Pierwszy postulat, obok nienacinania krocza, to dobrowolne jego golenie i nieobowiązkowa lewatywa. Ale dziwi mnie, naprawdę, że kobiety nawet nie dla nas, lekarzy, ale dla siebie, nie chcą o te dwa elementy zadbać. Przecież to okrutne. I po co te widoki potem i takie wspomnienia?

wtorek, 16 października 2012

Telefon do Gina

- Ma pani mój numer? - zapytał Gin podczas ostatniej wizyty.
- O matko... - Ona usiadła z wrażenia. Przeliczyła cicho w pamięci: zaczyna właśnie 25. tydzień. - Czy to już TEN czas?! - zapytała głośno.
- Ha, kto wie, kto wie. Jeśli tylko coś będzie się działo, proszę dzwonić. Tylko nie za dużo, bo narzeczona zacznie coś podejrzewać.

poniedziałek, 15 października 2012

Miękka buła w ciąży

Pierwszy trymestr nie był może najlepszym okresem jeśli chodzi o ogólne samopoczucie, drugi też nie zaczął się dla Niej lekko, ale Ona - nauczona przez życie i samą siebie - nie miała zamiaru płakać nad sobą, czy namawiać świata, by litował się nad Nią tylko dlatego, że Ona postanowiła być w ciąży.

Nawet nie uważała, że dzielnie (bo to Jej zaraz jakieś męczeństwo na myśl przywodziło) znosi brak apetytu lub też chwilę później wzmożony apetyt, nudności, wymioty, silne bóle głowy, ból brzucha, obezwładniającą senność, parcie na pęcherz, problemy ze snem, zmiany nastrojów czy inne przeziębienie i stany gorączkowe. Po prostu uznała, że skoro w ciąży to norma, nie ma co się roztkliwiać i jeszcze całą rodzinę w to wtajemniczać czy znajomych wplątywać, by każdy krok z Nią przeżywali.

Trzeba iść do lekarza? Pójdzie.
Jest zmęczona? Nie tylko Ona bywa. Odpocznie. Kiedyś też bywała i tak sobie musiała czas rozplanować, by i na relaks chwila się znalazła.
Boli coś? Odpocznie, a jak trzeba, weźmie tabletkę.
Ma wątpliwości? nie podnosi larum, ale pyta, a rzeczową odpowiedź stara się spokojnie przyjąć, nie doszukując się drugiego dna.
Poza tym nie leży do góry brzuchem, za to wypina go, idąc w świat - w takiej pozycji jest o wiele ciekawie.

Bo z Niej nie jest miękka buła. Ale jak ktoś chce, to niech ryczy, ciążę do rangi nie tylko błogosławionego, ale wręcz uświęconego (czy też będącego prostą drogą do uznania za świętą - to tak, z klucza) stanu i innych na pomoc wzywa.

czwartek, 11 października 2012

Ciężarna w Ministerstwie.. głupich kroków!

Najpierw siekło Ją, gdy w czasie jazdy samochodem, postanowiła przybrać nieco wygodniejszą (sic!) pozycję i ułożyć się prawie na płasko. Zabolała pachwina z lewej strony. Ona jęknęła.

Później to samo uczucie dopadło Ją, gdy - jak miała wrażenie - zbyt gwałtownie wstała. Znów lekko jęknęła.

Kolejnym razem wstała już nieco mniej gwałtownie, ale - jak sądziła - pewniej. Następny skowyt.

Postawienie lewej nogi stało się problemem. Dostawienie prawej też nie przychodziło z łatwością. Ból rozlał się przez tył pleców, pośladek aż po połowę uda. Czyżby rwa kulszowa - domena starszych właścicielek pokoju na stancji?

Że ból rwał, to było pewne, ale czy zaraz ból który sprawia, że idziesz ulicą niczym po wykańczających korepetycjach z matematyki (tak, tak! jak nic Twój chód przypomina przesuwanie cyrkla po kartce papieru!) musi być rwą?

- Normalnie czuję, że w tym tygodniu się sypię: z nosa leci krew, nad ranem łapią mnie skurcze łydek, a do tego chodzę jak Ministerstwo głupich kroków przykazało - Ona żali się Ginowi.
- Czyli jest pani w zdrowej ciąży, nie ma co się martwić. A ból oznaczać może kolkę. Przeciwbólowe nadal proszę łykać i w miarę możliwości odpoczywać - zalecił.

wtorek, 9 października 2012

Jak powitać ciężarną?

- Ooo! Masz coraz większy brzuch!
- No patrz, już widać!
- Noo! Przytyłaś!
- A kopie?
- Taki brzuch to ja mam przed okresem!
- Właściwie to nie widać. Na pewno jesteś w ciąży?

Takie zdania kobiecie ciężarnej zastępować powinny inne, zwyczajowo przyjęte powitania - sądzi chyba większa część populacji. I dlatego Ona zamiast "Cześć. Co słychać" słyszy od dłuższego czasu podobne teksty okraszone uśmiechami, wyrazem powątpiewania i kontaktem już nie wzrokowym, a na linii oko-brzuch.

Dlatego, gdy obca kobieta zaczepia Ją w przychodni słowami: "Dzień dobry. Jak się pani czuje? Ale ładny brzuszek, wygląda pani kwitnąco!", Ona odruchowo się blokuje, myśląc, że kobieta planuje wcisnąć się jej w kolejkę lub w najlepszym miejscu zająć miejsce na korytarzu.

piątek, 5 października 2012

Imię dla chłopca

- Panie doktorze, właściwie to powinnam na wstępie złożyć reklamację - zaczęła Ona wizytę u Gina.
- A co, będzie dziewczynka? - zapytał z przekąsem.
- Dziewczynka to panu wyszła, a tymczasem teraz mamy potwierdzenie, że to chłopiec.
- No niezłe jaja! Niech się Pani nie ubiera tylko zaraz na kozetkę proszę - powiedział lekarz do Niej, nieumiejętnie gramolącej się z samolotu.
- Coś nie tak? - Ona zapytała niepewnie.
- Nie, nie, ale muszę sam zobaczyć te jąderka!

- No! Jest chłopak. Jak nic! - odparł zadowolony Gin. - Wiedzieliśmy, że tamto badanie było trochę jak wróżenie z fusów. Teraz mamy dobry czas na potwierdzenie. Chłopaka fajnie mieć! Tylko pewnie imienia jeszcze nie macie, co?
- No właśnie nie.. - przyznała Ona. - Dla dziewczynki mieliśmy, jeszcze nim się pojawiła, a dla chłopca nie mamy.
- Znam jedno ładne - Gin się ożywił. - Dacie mu państwo to imię, które ja noszę!

Na zdrowie nie tylko ciężarnej

- Panie doktorze, a tak - między Bogiem, a prawdą - mogę wypić lampkę szampana? - Ona zapytała Gina.

Doktor zamyślił się na chwilę, pochylił się nad biurkiem i powiedział teatralnym szeptem:
- Może pani. Czytałem nawet o ostatnich badaniach w tej kwestii. Ale żeby nie weszło to pani w krew, bo trafi pani do mnie, jak ostatnia pacjentka na dyżurze: z wielkim brzuchem i po czterech browarach. To była akcja!

czwartek, 4 października 2012

Ruchy, ruchy!

- Na początku czuła je pani bardzo słabo przez łożysko, które ułożone jest na wewnętrznej stronie brzucha - tu, gdzie oczekiwałaby pani ruchów - Ona przypomniała sobie słowa doktora Wu. - Łożysko amortyzuje zarówno to, co dociera do niego z zewnątrz, jak i działa to w drugą stronę. Ale ułożenie łożyska jest bardzo dobre, więc nie ma co się martwić. Zresztą maluch jest bardzo ruchliwy, więc jeszcze nieraz da się we znaki.

Ona czuje je już regularnie. Godnie zastąpiły pobolewanie brzucha. Co jakiś czas zwracają na siebie uwagę. Jakby wypełniony powietrzem balonik obijał się to z prawej, to z lewej strony. Przyjemny, delikatny dotyk. Ona z przyjemnością gładzi się wtedy po brzuchu, oddając przyjemny uścisk Maluchowi.


środa, 3 października 2012

Wymarzony (?) poród

Ona obejrzała "Położnice szpitala świętej Zofii". Nie ma już wątpliwości, jak będzie wyglądał Jej poród. Zakupiła słownik polsko-łaciński, by lepiej się przygotować.

(tylko dla dorosłych i mniej wrażliwych uszu;))


wtorek, 2 października 2012

Jak choruje ciężarna?

Ciężarnej głównie NIE WOLNO. W przedciążowej erze tak łatwo było łyknąć coś na szybko i lecieć dalej: do obowiązków, nie przejmując się katarem, gorączką czy chrypką, teraz po prostu musi być inaczej.

W odstawkę poszły więc leki przeciwgorączkowe i najskuteczniejsze u niej: antywirusowe, które w noc stawiały Ją na nogi (nie dosłownie, wręcz przeciwnie nawet: w nocy pomagają spokojnie spać;)), krople do nosa, syropki i inne takie.

Ona zaopatrzyła się więc w czosnek, po którym zionie, jakby na drugi etat pokonywała armię zombich. A On przygotowuje Jej stawiającą na nogi, rozgrzewającą miksturę w postaci cytryny i miodu i mocno otula kocem, gdy Ona po pracy bez sił ulega kanapce.

- Wirusówka - oznajmiła internistka. - Do nosa może pani stosować wodę morską i łykać apap.
- Na przeziębienie? Tylko apap i domowe sposoby, ale najlepiej proszę wskoczyć do łóżka choć na parę dni. Nic nie działa lepiej jak odpoczynek i dobre wygrzanie się - poradził Gin, wysyłając Ją na zwolnienie.

poniedziałek, 1 października 2012

Seks w małym mieście

- Czy Ty zdajesz sobie sprawę z tego, że rośnie w Tobie mały penis? - zapytała Ją jedna z ciotek-wiedźm, cytując "Seks w wielkim mieście".
Ona nie miała już wątpliwości.

niedziela, 30 września 2012

Konsola dla syna

- Gdybyś, tato, miał w domu za mało chłopców (a Jej tato wychował czterech mężczyzn!), to będziesz miał jeszcze wnuka - oznajmiła Ona Jej Tacie.
Był w szoku nie mniejszym niż reszta rodziny.
- No cóż, będzie nosić różowe sukienki - skomentowała Jej Ciocia.
- Ale jaja! Dosłownie!
- Serio? A gdzie podziała się dziewczynka? - zapytał Jej Brat.
- A czy to się może jeszcze zmienić? - upewniała się Babcia (Ona szybko uświadomiła seniorkę rodu, że tylko, jeśli fizyczne atrybuty męskości odpadną).
- Musicie pozwać lekarza, który robił Wam pierwsze badanie - radzili znajomi.
- Fajnie mieć starszego brata, a na córkę jeszcze przyjdzie czas - komentowali inni.

I pewnie: najważniejsze, że zdrowe. Jak banalnie by to nie brzmiało, jest to prawda. I choć Ona i On przyzwyczaili się już do myśli, że będą mieć córkę, syn cieszy Ich równie mocno.

- Już wyobrażam sobie, że przybiega tu do nas zaaferowany - opowiadał On wieczorem przy kuchennym stole. -  Dobrze będzie mieć syna. I wiesz co? Bez wahania kupię konsolę. Musi mieć chłopak w co grać! - zaśmiał się.

piątek, 28 września 2012

Dwie kostki masła pod secem

Badanie u doktora Wu było niezwykłym przeżyciem. Ginekolog pokazywał każdy fragment małego 14-centymetrowego ciałka, opowiadając Jemu i Jej o jego tajemnicach.

- Tu jest ładnie ukształtowana kość nosowa, która nie wyglądałaby tak, gdyby dziecko miało zespół Downa. A tu z kolei mamy górną i dolną wargę bez oznak zajęczej wargi lub innych zmian. Podniebienie górne jest, żuchwa nie jest jeszcze zrośnięta, ale to kwestia czasu - opisywał na bieżąco.

Jego zafascynował wypełniony wodami płodowymi żołądek.
- To oznaka, że dziecko się odżywia i nie ma żadnych problemów. Podobnie rzecz ma się z widoczną tu wątrobą - powiedział doktor Wu wskazując jedną z plamek na monitorze. - Maluch waży niecałe 400 gram, a to znaczy, że nosi pani pod sercem ciężar wielkości dwóch kostek masła.

Ona i On ujrzeli także małe fasolki - niewielkie, dobrze usadowione nereczki. Jaśniejące na monitorze kosteczki, żebra i kręgosłup sprawiały, że Jej buzia się rozświetlała.

- Rusza się - rzuciła tylko, na chwilę przerywając monolog lekarza.
- Nie śpi, ruchliwy malec! - skomentował doktor. Gdy przełączył usg na funkcje 4D, Ona i On zobaczyli małą rączkę podniesioną na wysokość buźki.

Fragment twarzy przesłaniało łożysko, co Jej przypomniało mrocznego Bane'a z ostatniej części Batmana.
Ale Jej natychmiast włączyło się to, przed czym wiedziała, że nie da rady się ochronić - wielkie uwielbienie dla tego małego stworzenia. Jego i Jej synek był śliczny!

czwartek, 27 września 2012

Co to za hałasy? To serce maluszka!

Gdy Ona rozmyślała o maluszku podczas badania usg, oglądając jego czterokomorowe serce, nagle usłyszała głośny hałas. Jakby wachlowanie wielka płachtą blachy.
Nikt nie musiał nic tłumaczyć.

To serce.

Biło równo, miarowo. Pierwszy raz Ona i On usłyszeli bijące serce swojego dziecka. I Jemu i Jej serca zaczęły walić szybciej.

Ona już nie miała wątpliwości: naprawdę będzie mamą! A On tatą!

środa, 26 września 2012

A jednak będzie synek!

Ona i On postanowili wybrać się na badanie usg do osławionego doktora Wu. Przyznają bez bicia: prócz spokoju, że jeden z lepszych diagnostów potwierdzi (oby!), iż wszystko jest dobrze, chcieli jeszcze posmakować odrobiny gadżeciarstwa przypisanego przyszłym rodzicom. Zdecydowali się więc na badanie 4D.

- Jak przebiega ciąża? Czy coś Państwa niepokoi? - zapytał na wejście lekarz.
- Nie. Wszystko przebiega dobrze, ale zdecydowaliśmy, że będziemy spokojniejsi, gdy jeszcze jedna para oczu zobaczy malucha - odpowiedziała Ona.
- No i chcemy nagrać pierwszy filmik z potomkiem - dorzucił On ze śmiechem.

Ona usadowiła się na kozetce, odsłoniła brzuch. On zdążył siąść tuż obok doktora Wu i wlepić oczy w monitor. Ona skierowała swoje w stronę telewizora zawieszonego nad kozetką. Rzuciła jeszcze, widząc zbliżającą się ku Jej brzuchowi sondę:
- Chcemy też prosić, by pan doktor potwierdził, że to dziewczynka.

Ginekolog przyłożył sondę do brzucha na ok. 3 sekundy i odpowiedział spokojnym głosem:
- Ale przecież to chłopak.

Ona zaniemówiła. On też nie wydobył z siebie słowa. Po chwili doktor znów przyłożył sondę w okolice pępka. Jego i Jej oczom ukazała się kształtna główka. Doktor rozpoczął badanie. Pomachał jeszcze parę razy po brzuchu, a Ona dopiero po chwili się ocknęła.
- To był żart z tym chłopcem? - zapytała.
- Nie. Będziecie państwo mieli syna. Zaraz wszystko pokażę.
Ona zdziwiona.. jęknęła. A może był to całkiem inny dźwięk?

wtorek, 25 września 2012

Dokąd to?

Ona martwiła się trochę czekającą ją długą podróżą zagraniczną, na którą jakby nie było - szalenie się cieszy. Wyobraziła sobie, że Maluch raczej niespecjalnie ucieszy się z przesłuchiwania dyskografii Soulsavers na polskich wybojach, że częściej skłaniać Ją będzie do odwiedzin w przydrożnych toaletach i że może niekoniecznie dobrze zniesie oddalenie od domu na więcej niż zwyczajowe 20 km.

- A właściwie dlaczego jedzie Pani do Wilna? - zapytał Gin.
- Bo tak sobie wymarzyliśmy - odpowiedziała Ona pewnie.
- Ale że co?.. - zawiesił się doktor. - Że to takie ładne miasto?.. Że ma najpiękniejszą w Europie starówkę, że?..
- Że na Litwie jest super żarcie! - dorzuciła Ona.
- Super żarcie? - przebudził się Gin. - Najlepsze mają w tym barze z kebsami przy głównej ulicy w NASZYM MIEŚCIE!Proszę jeszcze raz dobrze przemyśleć wyjazdowe plany. Na pewno warto?

poniedziałek, 24 września 2012

Ciężarna: kobieta w rajtuzach. Czarych oczywiście!

Ona kupiła niedawno ciążowe rajty.

Był to chyba jeden z najszybszych zakupów.

W kolorach Ona chciałaby przebierać godzinami, ale się nie dało. Były dwa: granatowe - na szkolną akademię, względnie czarne - idealne na stypę. Boże broń modnego ugru, świetnie sprawdzającego się jesienią oliwkowego koloru czy rdzy pięknie komponującej się z jesiennymi liśćmi.

Wzory? O nie! Przecież wiadomo: unikać należy wszystkiego, co poszerza: od pionowych pasków (ah, jak one nieapetycznie układają się na opuchniętych łydkach), przez subtelne romby, na jodełce kończąc. Bo ciężarną poszerza wszystko. Nawet faktura na pończochach. Producenci to wiedzą.

Chce kobieta w ciąży wcisnąć się w kieckę? Ma bezpieczną klasykę: piękne gładkie czarne rajstopy.

Taaaak.. Ona z przyzwyczajenia wybrała rozmiar M. Zawahała się chwilę przy kasie, niepewna, czy Jej rozmiar sprzed ciąży jest nadal jej rozmiarem.

Oczywiście okazało się że nie! Producenci rajtek zrobili je co prawda rozciągliwe, wygodne, na brzuchu nawet ze sporym luzem, ale na kobietę jakieś 50 cm od niej wyższą.

Jak wiadomo, kobieta w ciąży wygląda bardzo kobieco. Szczególnie w monotonnych barwach (tfu! klasycznych kolorach), w płaskich butach i z rulonikami spadających rajstop pod kolanami i w okolicach kostek. No tylko w sukienkę wskoczyć. I tak jeszcze nieco ponad cztery miesiące..

poniedziałek, 17 września 2012

Aktywna mama. Bez etatu rzecz jasna!

Ona ćwiczy w ciąży, nieco spaceruje, dba o zdrowe odżywianie. W żadnej z tych sfer nie popada jednak w paranoję. Pracuje - kiedy tylko może - zarówno w fabryce jak i w domowym zaciszu - pod warunkiem, że ma się dobrze. Do góry brzuchem leży - a pewnie, ale wtedy, gdy ma na to chęć i potrzebę ku temu. Nie rezygnuje z towarzyskich spotkań. Więcej nawet: chyba nieco się ostatnio w tym względzie ożywiła. Ona nie odpuszcza długich wypraw, wycieczek i wieczornych nasiadówek. Wcina sałatki, a kiedy najdzie Ją chęć - truskawkowe lody z kruchymi ciachami. Czuje się aktywną (przyszłą) mamą w każdym aspekcie.

Ale gdy widzi zajęcia pod szumnymi nazwami: "Aktywna mama", "Aktywna w ciąży", "Aktywnie przez 9 miesięcy", które odbywają się TYLKO I WYŁĄCZNIE przed południem i to w dzień powszedni, zawstydza się. I.. zaczyna zazdrościć innym ciężarnym... pracy na popołudniówki. Te to dopiero muszą być aktywne: najpierw na zajęciach, potem w pracy, dalej jeszcze w życiu prywatnym. Istne szaleństwo!

Nie może być przecież tak, że dbający o wszechstronny rozwój jakże aktywnych pań organizatorzy zajęć aqua aerobiku, salsy z chustami, samego chustowania, jogi w ciąży czy zajęć z pierwszej pomocy dla noworodka mogliby zakładać, iż duży odsetek ciężarnych idzie na zwolnienie w momencie pojawienia się na horyzoncie dwóch testowych kresek. Nie może też być tak, że zachęca się do aktywności dopiero na krótko przed porodem, gdy trudno chyba ożywić się na kursie tańca brzucha, decoupage'u dla ciężarówek czy samoobrony dla pań. A może jednak?

Ona czuje się dyskryminowana. Idzie szukać pracy na druga zmianę. Wszystko po to, by być "aktywną" w oczach tych, którzy o Jej aktywność tak zabiegają.

niedziela, 16 września 2012

Pierwsze urodzinowe trio

To przyszło 20 minut temu.

Ona poczuła na karku trzydziechę.
Na skroni (kolejny) siwy włos.
Pod sercem Malucha.
A w duszy miłość i spełnienie.

piątek, 14 września 2012

Ona czuje parcie

Ona czuje parcie. I nie jest to parcie na szkło, a na ceramikę. Choć gdyby On miała szklany ustęp, brzmiałoby to nieco bardziej tradycyjnie;)

Ona czuje się jak pies sąsiadów, który znaczy ślad, gdziekolwiek się pojawi. Krótki pobyt w sklepie: sik konsumpcyjny. Oczekiwanie w przychodni: sik na kasę chorych. Po godzinnej jeździe autobusem do pracy: sik etatowy. Na dworcu: pociąg na sik. Podczas pięciominutowej wizyty u znajomych/rodziny: czterominutowy sik gościnny. I tak dalej...

Najgorzej jest w nocy, kiedy parcie na pęcherz nie daje Jej spać. Ból w podbrzuszu boli ją o 2 i 5 w nocy. Regularnie. Sik nocny. Razy dwa.

czwartek, 13 września 2012

Pilates w ciąży

Odkąd Ona i On dowiedzieli się, że zostaną rodzicami, On odkurzył swój karnet na siłownię, a Ona strój kąpielowy i rowerek stacjonarny. On macha hantlami, Ona - rękoma w wodzie, a nogami na siodełku. On maszeruje na bieżni, Ona wraca spacerkiem z basenu. On naciąga coraz luźniejsze spodenki, a Ona coraz ciaśniejszy strój.

Od dwóch dni Ona organizuje zajęcia pilatesu w domowym zaciszu. I jest zachwycona! Znalazła miłą koleżankę zza oceanu. Trochę dużo gada i jest od Niej ładniejsza i zgrabniejsza, ale póki ma więcej w pasie niż Ona, Ona jakoś to przełknie;)

Poznajcie się:


Za hantelki służą Jej butelki z wodą, za matę - dywan. No może Ona nie ubiera się tak stylowo jak Lisbeth Garcia, ale to tylko dlatego, że na gimnastykę założyłaby jedynie obcisłe string body w kolorze turkusowym i żółte legginsy. A takiego ałtfitu jeszcze nigdzie nie znalazła.


Rozciąga więc obolałe siedzeniem przy komputerze mięśnie, ręce wyciąga, sięgając prawie sufitu, a nogami przeciera pajęczyny w kątach pokoju. Taka się wysportowana zrobiła!


Po takich 30 minutach ćwiczeń Ona zyskuje tylko apetyt na więcej. Sięga więc po ostatnią serię.


Ona nie łudzi się, że bioderkowe fałdki znikną, a brzuch się naprostuje. Że tak skutecznie powalczy z cellulitem albo ukształtuje triceps, ale Maluchowi najwyraźniej się to podoba. Ćwiczenia lubią też Jej plecy, ramiona i poduszka, na którą Ona po ćwiczeniach pada.

środa, 12 września 2012

Premia za brak krzyku

- Zamierza pani krzyczeć podczas porodu? - zagadnął Ją Gin podczas wizyty.
- No pewnie! - odpowiedziała Ona. Ale po chwili zwątpiła. - Chyba, że zna pan doktor jakieś cudowne sposoby, by rozluźnić rozrywaną bólami kobietę.
- Łee.. No nie, właściwie to nie. Ale pomyślałem, że zapytam. Ordynator cały czas ma nadzieję, że trafi się jakaś niekrzycząca rodząca. Ponoć wyznaczył nagrodę dla lekarza prowadzącego taką pacjentkę. Premię!
- A nie! Trzeba było tak od razu zacząć. Skoro tak, to nie puszczę pary z ust - obiecała Ona.

wtorek, 11 września 2012

Sąsiad puszcza bąki (w brzuchu)?

Książkowo pierwsze ruchy powinny pojawić się na przełomie 19. i 20. tygodnia. Gdy przeczyta to ciężarna, nasłuchuje, przykłada ręce do brzucha, a jeśli jest jak u Niej: wielkie nic, cisza ogromna, z której Ona próbuje wyłowić najmniejsze ruchy perystaltyczne jelit - pojawia się świetny powód do załamania. Chwilowego, bo doczyta później kobieta, że książkowych rozwiązań nie ma się co trzymać, że u pierworódek pierwsze ruchy pojawiają się nieco później, ale zawsze.

Więc gdy nadchodzi ostatni dzień 19. tygodnia, tydzień 20. zbliża się wielkimi krokami, a Ona czuje w lewej części brzucha wyraźne bąblowanie, prawie zamiera. Palce z klawiatury szybko przenoszą się na brzuch, słuchawki spadają z uszu, a Ona wsłuchuje się w siebie.

Maluch się dobija, czy Ona zjadła coś, co powoduje nową dla Niej niestrawność? Czuje w sobie dźwięki, jakby sąsiad z góry puszczał w wannie bąki. I tak ponad godzinę.

Teraz ma niecny plan: nasłuchiwać dalej. Jeśli dźwięki się powtórzą, to spore szanse, że Maluch właśnie macha do Niego i do Niej. Oby nie dobijał się od środka z przekazem: uwolnijcie mnie!

poniedziałek, 10 września 2012

Czas na spodnie z gumą?

Ją porządki w szafach i przebieranie garderoby cały czas omija. Dzielnie wbija się w dżinsy, które cały czas dodatkowo zsuwają Jej się z bioder. Mieści się w ulubione ciuchy: sukienki obcisłe ładnie opinają brzucho, a luźne ferety, których u Niej zawsze pod dostatkiem, subtelnie skrywają malucha.

Podczas ostatniej niezobowiązującej (ekhm.. ekhm..) wyprawy do sklepu Jej uwagę przykuły ciążowe spodnie. Wisiały sobie oznaczone dużym znaczkiem PRZECENA! Krzyczały tym samym do Niej: "Tyjąca kobieto, przymierz nas, pogódź się z tym, co Cię czeka i zaprzyjaźnij się z naszą rozciągliwą gumą działającą na wyobraźnię niczym aseksualne antygwałty (gwoli wyjaśnienia: cieliste kolanówki, które na łydkach najseksowniejszej kobiety są niczym rodzice zaglądający do pokoju randkowiczów). Pamiętaj" najmodniejszy w tym sezonie jest namiot!". 

Ona do wieszaków zbliżyła się niepewnie. Workowate sztruksy od razu sobie darowała. Białe nachy też odpadły w przedbiegach - wyobraziła sobie gacie po tacie, które przyjdzie Jej nosić i te obcisłe jasne spodnie podkreślający każdy element ciała i bielizny. Ogarnęły Ją mdłości. 

Sięgnęła po bezpieczne dżinsy. Wskoczyła w nie w przymierzalni. Naciągnęła granatowy gumowy pas po same cycki. Bez zapinania ciucha na guzik, bez konieczności zapięcia rozporka czuła się jak wyrośnięty przedszkolak, który nasuwa na siebie wygodne dresiwo. Spodnie w rozmiarze (o dziwo!) rozmiar mniejszym niż zazwyczaj były wygodne, ale jeszcze w biodrach mają luz - gdyby się przytyło. Ona nie potrafiła zrozumieć, po co Jej na wysokości bioder pasek ze sprzączką. Kto tu kogo chce oszukać? Łudź się, kobieto, żeś zgrabna niczym w czasie p.n.c. (przed naszą ciążą), bo damy Ci elastyczne spodnie w rozmiarze 36 i że dołączymy pasek, który w wygłodniałych chwilach będziesz zaciskać.

Tak ona rozpoczęła erę namiotową. Nieodwołalnie.

niedziela, 9 września 2012

Porodówking

Ona i On łażenie po klubach clubbingiem odkrywczo z angielska zwane (tak poza wszystkim: czy to jeszcze jest modne? ale nawet jeśli nie jest, to wiadomo: modne staje się to, co już niemodne)  planują wkrótce zamienić na porodówking, czyli odwiedziny na oddziałach położniczych.
Po co? Bo wiadomo, że szpital jakoś trzeba wybrać. Ona i On spisali już najważniejsze elementy, o które należy zapytać:
  • przykładowe menu dla pacjentek,
  • dostęp do tv oraz cenę za godzinę nadrabiania reklamowo-serialowych zaległości,
  • kolor kitli położnych (wiadomo, musi być zachowana subtelna elegancja),
  • bezprzewodowy internet w standardzie,
  • roomservice i dostęp do baru 24 ha.
To z najważniejszych rzeczy - chyba nikt nie wątpi.

- I można tak z ulicy przyjść i odwiedzić porodówkę? - Ona dopytuje Gina.
- Pewnie. I proszę powiedzieć, że jest pani moją pacjentką - radzi.
- Hmm.. Czy to na pewno bezpieczne? A co, jeśli będę miała z gruntu przerąbane?
Gin tylko się roześmiał.

- A co jeśli trafię na jakąś krzyczącą rodzącą kobietę? - Ona zaczęła nerwowo dopytywać. - I że zobaczę całą zakrwawioną salę? I że..
- O to się proszę nie martwić, takie smaczki zostawiamy na później. Nikomu nie chcemy psuć doskonałej niespodzianki!

sobota, 8 września 2012

Apetyczne paluszki w liczbie...

- I tu jest nasz mały miś - rozpoczął badanie Gin, uśmiechając się na widok ruchliwej istotki.
- Bardziej "nasz" niż "nasz" - pomyślała Ona,  ale parcie doktora na trend rozpoczęty przez Majkę Jeżowską w jej przeboju "Wszystkie dzieci nasze są" szybko Ginowi wybaczyła. W myślach nawet zanuciła refren utwór i pomyślała nawet, że to miłe: odpowiedzialność służby zdrowia za najmłodsze pokolenie jest cenna.

- A tu są stópki! I paluszki! - doktor kontynuował oprowadzanie ultrasonografem po Jej bebechach. - No dobra, wiadomo, że to jeszcze nie paluszki, a dopiero ich zawiązki, ale możemy je już policzyć.
Ona i On wytężyli wzrok i słuch.
- Pierwszy paluszek, drugi, trzeci... - liczył Gin, a Ona i On tkwili jak zaczarowani. -  Czwary, piąty, szósty, siód...
- Hola! hola! - zastopowała ten pęd do nieskończoności Ona. I pogroziła palcem. Jednym palcem. Nie jedynym.
- No żartowałem - przyznał się Gin ze śmiechem. - Ale widzę po minach, że żart mi się udał!
 

piątek, 7 września 2012

Drugi fakultet. Z usg

Podczas usg Ona rozkłada się wygodnie na kozetce, a On staje za plecami Gina i obserwuje każdy ruch sondy po Jej brzuchu, a Malucha - na ekranie.
- O, główka! - On mówi.
Gin robi swoje.
- O, ręka! - dodaje po chwili On. - Maluch macha! - relacjonuje.
Ona wygina głowę w stronę monitora.
- Czyżby stopa? - On dopytuje wpatrzony w obraz. - A to żebra! - wykrzykuje podekscytowany.
- Przepraszam - odwraca się w Jego stronę Gin. - Czy jest pan światowej sławy certyfikowanym ultrasonografistą?
- Nie - śmieje się On i śmieje się Ona.
- To jest pan pierwszym mężczyzną, który potrafi cokolwiek na tym ekranie rozpoznać. Gratuluję!

czwartek, 6 września 2012

Ciążowe kilogramy

Ostatnia wizyta u lekarza nie mogła obyć się bez wskoczenia na samolocik.
- I co tam słychać w wielkim świecie? - zapytał Gin, zasiadając do badania. - Zakładam wziernik - zdążył dodać, oczekując Jej odpowiedzi.
- Słychać, jak słychać. Proszę mi lepiej powiedzieć, jakie są widoki na przyszłość - odpowiedziała Ona z wysokości.
- Czuję, że dobre, bardzo dobre - zaśmiał się. - A ile pani przybrała?
Ona zamyśliła się. Milczała dłuższą chwilę wpatrzona w sufit.
- 65? - dopytał, sięgając po Jej kartę ciąży.
Ona bezmyślnie pokiwała głową, odpływając gdzieś myślami.
- Serio? 9 kg pani przybrała?
- 9? - Ona się nieco rozbudziła. - Jakie 9?! Kurczę, nic waga nie ruszyła! 5 miesiąc leci, a tu nic!
- No, wiedziałem, że coś mi nie gra. W ogóle po pani nie widać. Po mnie od razu by było. Szczególnie, gdybym schudł. Ale mi te 9 kilo zeszłoby z powiek i uszu - odparł z uśmiechem.

środa, 5 września 2012

Będzie... dziewczynka!

Ona i On czekali na połówkowe usg z niepokojem. Z jednej strony zastanawiając się, czy wszystko będzie dobrze, z drugiej myśląc o tym, czy poznają płeć malucha, ale też niepewnie patrząc na niemalejąca kolejkę ciężarnych. Tego dnia Gin cieszył się niemałym powodzeniem.

Więc mieli przestać zastanawiać się, czy chłopiec będzie miał tak świetnie wyczulone kubki smakowe jak On i czy jak mały On nie będzie.. od małego jadł? Mieli przestać rozważać, czy w dziewczęcej szafie uda się uniknąć róż, a z dziewczynki zrobić pierwszego mecha zdobywającego świat w towarowych pociągach? Teraz już miały zacząć się realne plan: z kim wyswatać, jaką wyprawkę przygotować, gdzie zapisać na studia?

- Wszyscy tak się nakręcają, że ma być dziewczynka. A co jeśli będzie chłopiec? Nie będą go kochać? - szczerze zmartwił się On.
- My pokochamy i wychowamy jak swoje - uspokajała Go Ona.

Gin podczas usg najpierw obejrzał główkę, serce, sprawdził jego bicie, a dopiero później przeszedł do rzeczy - taka subtelna gra wstępna?

- Więc tu chowa nam się płeć - wskazał na to ciemne, to jaśniejsze plamy. Ona i On wytężyli wzrok.
Wypatrywali czegoś niewielkiego, ale minimalnie majtającego się w przestrzeni. Nic takiego nie ujrzały Ich oczy.

- Tu jedna warga sromowa, a tu druga - wskazał Gin. Ona i On wiedzieli już, co się kroi. - A tu pipulcia.
On i Ona zamarli. Ona roześmiała się w duchu - z wiadomości, ale i samego słowa będącego wyrocznią tego, co czeka dziecko.

- Na 99% dziewczynka - odparł pewnym głosem lekarz.
- Czyli 1 % szans, że jeszcze nam coś zmajstruje? - dopytała Ona.

Wymarzony, upragniony na 100% Maluch to dziewczynka. Były uściski, radość, parę łez. Ona i On mieli powody do świętowania. A to dopiero początek..

wtorek, 4 września 2012

Pierwsze ruchy?

Nadszedł 19. tydzień, a Ona czuje Malucha bardziej metaforycznie niż dosłownie. A już by chciała nieco tego wewnętrznego smyrania, gilgania, kopniaka małego nawet chciałaby zarobić. Kładzie się więc spokojnie, by miednicą na prawo i lewo za dużo nie majtać i czeka.

A tam nic. Puk puk! Jesteś tam?

Zaczyna myśleć, że Maluch pojawił się tylko na chwilę, by zamieszać w ciążowym teście i tyle go widzieli. Cóż, wywrócił Jego i Jej świat do góry nogami, ale na tym się skończyło. Klasyczne hasta la vista, baby!


Żadnych wywrotek w jelitach, które można byłoby wziąć za pierwsze nieśmiałe kiwnięcie do matki rodzicielki, żadnych gazów, które mogłyby udawać pierwszego kopniaka, żadnego poruszenia ani przed ani też po jedzeniu, o których Ona mogłaby pomyśleć: o, niezły fikołek, już za czte-ry la-ta , już za czte-ry la-ta Pol-ska bę-dzie mis-trzem świa-ta!

Ona wie, że niedługo te wszystkie ruchy zmienią się w upiorne bóle, które zakończą się wewnętrznymi siniakami. Ale na razie nie chce dyscyplinować Malucha. Marzy, by się rozruszał nieco bardziej niż Ona na szkolnej dyskotece podpierając ścianę.  

Pozostała Jej na razie tylko fantazja. Z rana Ona wyobraża sobie Malucha wielkości (tu portale internetowe i książki toczą zajadłą walkę) mniejszego ziemniaka tudzież sporej cebuli, który przeciąga się leniwie w łóżku między Jego i Jej ramionami. Chwilę później zazdrośnie zerka, gdy Ona wlewa resztkę mleka do kawy. A potem już tylko leżą sobie na nagrzanej słońcem kanapie, patrząc jak On zdobywa kolejną galaktykę. I tak delektują się dniem.

Chwilę później Ono drze się w niebogłosy, bo naraz: jest głodne, zmęczone i ma brudną pieluchę. Ona budzi zlana zimnym potem. Zerka na brzuch: Maluch spokojnie tam tkwi. Nagle czuje w środku małe poruszenie. Maluch nie tylko się rusza. Ono też mówi wyraźnie: I'll be back!


poniedziałek, 3 września 2012

Mam termin... na urlop!

Choć uczniowie już kończą wakacje, Ona i On mają wrażenie, że cieszy się nimi cała reszta świata. Ona w odczuciu ogromnej empatii pyta o urlopowe plany Gina:

- A pan doktor nie zasłużył na chwilę wytchnienia w ciepłych krajach?
- A pewnie, że zasłużyłem!
- To kiedy urlop?
- A proszę mi przypomnieć, na kiedy ma pani termin porodu... - doktor zagaduje
- Początek lutego... - odpowiada Ona niepewnie.
- O, ja właśnie na początek lutego planuję dłuuuugie wakacje.

Ona powaliła go wzrokiem, bo bazyliszkowego czaru na zabicie delikwenta było Jej nieco szkoda.

czwartek, 30 sierpnia 2012

W ciąży Ona rozkwita (na twarzy)

Ona w ciąży rozkwita. Każdego dnia! Na twarzy. Do-słow-nie!

Świeże pączki pojawiają się regularnie to na czole, to na brodzie. Na poliku też czasem wyskoczą, o już nosie nie wspominając nawet.

Dlatego kiedy Ona słyszy życzliwe: "Wyglądasz kwitnąco!", zapala Jej się czerwona lampka, która tylko na chwilę przysłania nowego pryszcza na twarzy. Ona czuje się jak nastolatka, ale wyjątkowo nie ma w tym nic dobrego. Najpierw nakłada na buzię tonę specyfików przeciwtrądzikowych - robi peeling, nakłada maskę, skórę tonizuje, nawilża, a na koniec i tak, wyciska krosty, choć wie, że nie wolno. Potem tapetą nieudolnie próbuje zasłonić niedoskonałości jak przed pójściem na szkolną dyskotekę.

- To minie - zapewnia Ją dermatolog.
- Hormony szaleją - kwituje Gin.
- Jak nic będzie dziewczynka - podsumowuje Jej Brat.

środa, 29 sierpnia 2012

Ciąża - wymarzony stan!

Ona od lat jest pod kontrolą endokrynologa. Konowała, który Jej tarczycę doprowadził do fatalnego stanu, zamieniła na fachową specjalistkę, która dba o Nią jak nikt. Bez dopłaty.

Endo jakieś trzy tygodnie przed tym, gdy Ona i On dowiedzieli się, że dołączyli do programu powiększania populacji, poinformowała Ich realnie o szansach na dziecko. Wiadomość nie była Im w smak.

Przy hashimoto, które Ona od lat leczy, o 30% spada szansa na zajście w ciążę, a dodatkowo przy Jej uaktywnionych, wrednych przeciwciałach ryzyko utraty dziecka jest duże. 

Jest? Było? Ciągle jest, ale Ona stara się patrzeć na to optymistycznie. W lepszy jeszcze nastrój wprowadziły Ją ostatnie wyniki.

- Pięknie! Wyniki są cudowne! - wykrzyknęła Endo na ich widok. - Jest pani chodzącym ideałem.
- Choć w tej dziedzinie - skomentowała Ona, ale też nie kryła radości. - Dba pani o siebie? Wzięła pani to zwolnienie, które zaleciłam?
- Tak, dwa tygodnie - Ona odparła.
- Szkoda, że tylko, ale już wiemy, skąd te wspaniałe wyniki - zaśmiała się Endo. - A ile pani przybrała?
- Trzy zrzuciłam, niecałe dwa przybrałam, więc jest i tak jeden na minusie. 
- Widzę, że ciąża to dla pani wymarzony stan: dobrze działa na sylwetkę i piękne wyniki. Tak trzymać!

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Pojedziemy do Rygi...

Razem z dobrym nastrojem drugi trymestr powitał Ją okropnym bólem głowy. Rozpoczynał się z rana - tuż po przebudzeniu. Nie działała na niego poranna kawa, która zazwyczaj stawiała Ją na nogi. Nie pomagał poranny spacer w stronę fabryki, ani regularne zaspokajanie głodu w postaci pysznych, przygotowanych przez Niego przekąsek. Ratunkiem nie była też przerwa w pracy, kilka odprężających ćwiczeń w.. toalecie ani nawet wizja relaksującego wieczoru.

Ból nasilał się ok. godz. 13. O 14 było już trudno wytrzymać i skupić się na codziennych fabrykowych obowiązkach. Powrót do domu też nie dawał ukojenia - przecież zniknęła wielka chęć na drzemkę gdzie popadnie - z naciskiem na padnie na autobusową szybę czy sąsiada z fotela obok.

Obiad i strzelana dramatycznie, pełna nadziei mała kawa też nie pomagała. Ratunkiem miało okazać się popołudniowe leżakowanie z zimnym kompresem na głowie.

Więc Ona leżała. I ból też leżał. Dzielnie Jej towarzyszył - nie mijał.

Po dwóch tygodniach nieprzerwanego bólu głowy obejmującego już sztywniejące karczycho i dołujący nastrój, Ona wreszcie sięgnęła po pół tabletki paracetamolu.
- Takim stanem maluchowi nie pomogę - pomyślała, a pół tabletki po czterech miesiącach aptecznego postu chyba raczej szybko zadziała niż zaszkodzi - pomyślała.

Nie mięły dwie godziny, gdy Ona doczekała się pierwszego ciążowego rigoletto. Nie porannych a prawie nocnych nudności i drogi do Rygi trwającej prawie tyle co ta wyznaczona przez Google Maps. Tabletka? Zmęczenie? Ból głowy? To był znak, że Ona potrzebuje wolnego. I wolne przyszło. Po kolejnym tygodniu ból głowy zniknął.

niedziela, 26 sierpnia 2012

Do pochwy? Do dupy!

Ona od początku ciąży przyjmuje luteinę: jajo dobrze ma się zagnieździć, bóle brzucha mają ustąpić, a ciąża - dać się donosić.

Okazało się to dla Niej trudniejsze niż myślała. Kto wymyślił dopochwowe przyjmowanie tabletek? Chyba jakiś vaginocentrycznie myślący naukowiec płci męskiej. I choć nikt nie musiał Jej przekonywać, jak ważna jest to terapia i dla Malucha, i dla Niej, Ona co rano i co wieczór przeżywała katusze. Trzy tygodnie zajęło Jej przestawienie się na codzienny tryb porannego i wieczornego zakorkowywania się.

- Ktoś, kto wymyśli dopochwową luteinę przyjmowaną doustnie, powinien dostać Nobla - Ona poskarżyła się Ginowi.
- Aż tak źle?
- Te tabletki są do... - Ona wymamrotała podłamana.
- Do dupy? - dopytał ze zrozumieniem doktor. - Prawie, prawda?

piątek, 24 sierpnia 2012

Drugi trymestr - powrót energii

Nadejście drugiego trymestru Ona powitała z rozkoszą.

Poza kalendarzem zwiastowało go niepozorne popołudnie bez obezwładniającej senności. Ona brak snu zrzuciła to na karb wielu zajęć, które podrzemać Jej nie pozwoliły. Jednak gdy sytuacja powtórzyła się następnego dnia, a do tego doszedł jeszcze apetyt na kolację, wiedziała, że będzie już tylko lepiej: bez nerwowego sprawdzania: krwawię/nie krwawię, bez: brzuch boli/boli mocniej, bez: niedobrze mi/nie mam apetytu, bez: świat mnie wkurza/denerwuje.

Ukoronowaniem był "Poranek dla domu": ścieranie kurzu, mycie podłóg, odkurzanie, wyszorowana łazienka, odgruzowany balkon, dwa prania i prasowanie. Z werwą, uśmiechem i: może jeszcze coś by tu zrobić?

Kto by pomyślał, że właśnie wtedy rozpocznie się największa nagonka rodzinna: "nie podnoś" , "ja wezmę", "odpocznij", "a na pewno ci wolno?", "nawet tego nie ruszaj".

środa, 22 sierpnia 2012

Dziecko musi być ładne. Po Siostrze!

Ona odwiedziła Siostrę. Ta jak na Jej bratnią, choć może bardziej - siostrzaną - duszę dobrze radzi:
- I pamiętaj, jak dziecko będzie brzydkie, zostaw je na porodówce. Stać Cię na ładne. Jeszcze się dorobisz.

wtorek, 21 sierpnia 2012

Czas na szkołę rodzenia?

Ona i On planują wybrać się do szkoły rodzenia. Nie łudzą się, że lekcje pomogą im łatwiej przeżyć sam moment porodu - Jego uratują od Jej krzyków, wyzwisk i pogryzień, a (hm.. też) Jego od omdlenia... Ale liczą, że spotkania z doświadczoną położną przeprowadzą Ich trochę przez gąszcz przygotowań, nauczą patrzeć na niby świeżo narodzoną lalkę jak na zdolnego autora kupek, którego trzeba podczas zajęć przewijać, że nauczą sapać lepiej niż aktorki w filmy porno albo poradzą, jak utrzymywać się na nogach z wielką piłką zamiast brzucha.

- Panie doktorze, ze szkołą rodzenia do kiedy się wstrzymać? - zapytała Ona podczas jednej z wizyt.
- Szkołą rodzenia? A po co pani szkoła rodzenia?! - zapytał On zaskoczonym głosem.
- No.. - Jej na chwilę zabrakło słów. - Żeby trochę.. głębiej wejść w temat?
- Ależ pani jest stworzona do rodzenia! - On odpowiedział mocnym głosem. Ten ton nieznoszący sprzeciwu na chwilę zbił ją z pantałyku.
- Jasna sprawa - Ona rozejrzała się wkoło w poszukiwaniu bezproblemowo urodzonej dziatwy i dodała: - Dzieci, chodźcie, mama już wychodzi. Do zobaczenia za miesiąc, panie doktorze!

piątek, 17 sierpnia 2012

Nielegalne chorobowe

Ona nie byłaby sobą, gdyby nawet przy okazji odbierania zwolnienia czegoś nie namieszała.
Wyszła z gabinetu Gina z wizją czasu dla siebie, dla Niego i dla Malucha. Kwit za poleceniem szefa odesłała do kadr i tyle L4 widzieli.

A tymczasem na świstku brakowało... pieczątki przychodni, o czym poinformowała Ją pani z kadr, uświadamiając taktownie, że Ona przebywa właśnie na zwolnieniu nielegalnie.

Cóż, nie przeszło Jej przez myśl, że wychodząc z dokumentem od lekarza, wpisanym peselem, uzupełnionymi danymi, przystawioną pieczątką specjalisty, trzeba Jej czegoś jeszcze. Cóż, nie ma dużego doświadczenia w braniu zwolnień.

Ale nic to, nowe doświadczenie - rozmowę z kadrową Ona uznała za najlepszy komentarz do dyskusji o ciążowych zwolnieniach.

- Pieczątkę musi pani uzupełnić jak najszybciej - oznajmiła kadrowa. - Ale widziałam, że jest pani w ciąży, więc pewnie będzie pani zwolnienie przedłużać, więc...
- Nie - odparła Ona.
- Nie?
- Nie.
- Nie będzie pani przedłużać zwolnienia? hm.. hm... - tu nastąpiła chwila zawahania. - Bo myślałam, że pieczątkę można byłoby przystawić w przychodni przy okazji następnej wizyty i po kłopocie.
- Na tę chwilę korzystam z wyznaczonego zwolnienia i nie mam zamiaru go przedłużać. Chyba że lekarz, a może raczej szef zdecydują inaczej - Ona ucięła dyskusję.

czwartek, 16 sierpnia 2012

A zajrzałaś do pieluchy?

Ona miała sen. Ważne, bo jeden z pierwszych ze snów od czasu zajścia w ciążę - w tym letargu przerywanym pracą. Ważniejsze jeszcze, bo był na nim Maluch.

Ona podekscytowana od samego rana wcielała się rolę Martina Luthera Kinga, świat ją uskrzydlał, więc występowała przed rodzinnym tłumem jakieś pięć centymetrów nad ziemią i oznajmiała każdemu po kolei tę samą wiadomość. A że szybko z tego podniecenia wchodziła na poziom ultradźwięków, rozmowa Ją samą drażniła, więc nie trwała długo. Na dłużej zaciekawiła właściwie tylko Jej Mamę.

- Aaaa! Maluch mi się dziś śnił! - zaczęła Ona. - Taka mała buźka. Opatulona, leżała w betach, a ja trzymałam ją na sztywno - ramiona miałam wyciągnięte chyba na 2,5 metra do przodu. Nie wiedziałam, co z dzieckiem zrobić, tak się bałam - relacjonowała Ona zmartwiona. - A tu nagle Maluch krzyknął "ta-ta!". Wyobrażasz sobie? 
- A zajrzałaś do pieluchy? - zapytała Ją Jej Mama.
- Yyy? Jak to po co? Mam nadzieję, że chociaż w słodkich snach dzieci nie robią kup!
- Ha! Pytam, czy dowiedziałaś się, czy to chłopiec czy dziewczynka! - tłumaczy zaskoczona Mama.
- No nie, ale ja po prostu WIEDZIAŁAM, że to dziewczynka.


środa, 15 sierpnia 2012

Ranking lekarzy

Jeśli przypadki nie istnieją, to Ona trafiła na swojego Gina wielkim zrządzeniem losu. Spadł Jej jak z nieba Anioł Michałowi Kabatowi (od 6:31 minuty).


Postury podobnej może, w ferecie jakiejś wyciągniętej - dużej może, ale skrzydła niemałe skrywa, więc nie dziwota, tylko z włosów mniejszą ilością. 

Ona postanowiła jednak nie poddawać się tylko temu, co Jej w gwiazdach czy samej Gwiazd Alei wypisane, ale przegląd internetu zrobiła dokładny.

Zdradziła się podczas wizyty.
- Dużo o panu doktorze pozytywnych opinii w sieci.
- Internet kłamie. Sam je piszę - odpalił.

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Zaiwaniaj na chwałę Ojczyzny!

W sezonie ogórkowym media huczą o zwolnieniach w ciąży. Ona się gotuje. Akurat zaczęła swoje L4.

Tak, chorobowe zastępuje Jej upragniony przez ostatnie trzy lata urlop (nie, uprzedza zapytania - nie na własne żądanie i pęd za kasą czy karierą odkładany - Ukochane Państwo pozwoliło, by bez prawa do urlopu, na umowie zleceniu pracowała długi czas, a jak już doczekała się umowy o pracę, ciągle było coś ważniejszego niż urlop pracownika - nóż na gardle szefa latem był tak blisko, że tylko niektórym i to z wielką łaską pozwalał na wypoczynek).

Tak, Gin zgodził się na zwolnienie bez zająknięcia.

Tak, Endo nadal twierdzi, że Ona już dawno powinna była pójść na zwolnienie i to nie na dwa tygodnie a do czasu rozwiązania, gdyż ryzyko utraty Malucha jest zbyt duże.

Tak, szef nie przyjął tego dobrze (wspomniał o wymienionym wyżej nożu czyhającym na jego gardło i o tym, jak nieodpowiedzialne jest odpoczywanie zamiast pracy; nie, nie zająknął się, pytając, czy wszystko z Nią w porządku).

Tak, gros byłych ciężarnych puka się pewnie w czoło i grozi Jej (jak autorka tego tekstu - nota bene, dziennikarka podobnie jak i Ona nie lokalnego kwartalnika - wydawałoby się więc, że obie co nieco o codziennym stresie w czasie tak bezpiecznej jak wymieniona przez autorkę praca przy komputerze wiedzą), że sama pracuje na swój i innych kobiet los.

Tak, Ona nie czuje się winna, że myśli teraz o Maluchu, gdyż to Ono jest dla niej w tej chwili ważniejsze niż to, czy zbliża się dealine, czy mail dotarł oraz czy zadanie zostało wykonane. W tej krótkiej chwili podczas zasłużonego zwolnienia Ona naprawdę stara się nie myśleć o niczym innym.

Bo nie da sobie wmówić, że to przez Nią rośnie nagle zadłużenie Ukochanego Państwa, skoro miliony znikają dużo częściej i winne są osoby znacznie mniej będące w ciąży, a znacznie wyżej na stanowisku.
Albo że przez to przez osoby takie jak Ona powiększają się dziury w drogach albo grono nielojalnych pracowników. Marzy bowiem o tym, by także szefowie nauczyli się szacunku i lojalności. I żeby wreszcie zakleili dziurę powstałą na Jej ulicy dwa lata temu - a nie tuż po spłodzeniu nowego obywatela.
I nie uwierzy, że to przez Jej zwolnienie porodówki nie są remontowane, a i zwykłe przychodnie wyglądają jak obskurne lokale sprzed lat.
Bo wyobraża sobie świat, w którym to mężczyźni rodzą, w związku z czym dofinansowuje się zarówno antykoncepcję jak i in vitro, na zwolnienie idzie się godzinę po poczęciu, a becikowe zamienia w regularną pensję.

Bo myśli czasem o tym, że czasem tylko mały krok dzieli Ją od tego, by już nie biły w Niej dwa serca. A myśleć o tym tak naprawdę nie chce.

Ale Ona jeszcze raz to wszystko przemyśli i być może jednak ku chwale Ojczyzny będzie zaiwaniać w robocie do momentu, aż Jej wody odejdą, odpowie potem na parę ważnych maili w drodze na porodówkę, podczas lewatywy porozmawia jeszcze w paru ważnych kwestiach przez telefon, podczas nacinania krocza współczuć będzie bardziej szefowi, do którego gardła nóż pewnie znów znacząco się zbliży. Maluchowi na buziaka w czółko - jeśli zdąży - a na dojście do siebie wykorzysta weekend i wróci do codziennej orki.

środa, 8 sierpnia 2012

Z jakim pracujesz...

Ona opowiedziała Ginowi o wszystkich obawach, a ten wypisał Jej zwolnienie. Podczas wizyty nie mogło zabraknąć teatralnego.
- A może chce pani gryza? - zapytał Gin po tym, jak wgryzł się w wafelek.
- A co, zjada pan, nie dotykając wargami? - upewniła się Ona.
On tylko roześmiał się.
- Podobno trzeba uważać na to, jakich szefów się wybiera jako pierwszych, bo do nich się człowiek upodabnia - wdał się w dywagacje doktor. Jej momentalnie przewinęli się przez głowę dwaj pierwsi szefowie: jeden przypominający Quasimodo, a drugi - wypuszczonego z tajgi dzikusa z najdroższym modelem kukri. Trzeci też nie był lepszy: opalony łysy jegomość z brzuszkiem.
- Mój miał metr i 60 centymetrów i tyleż w pasie - wspomniał Gin.
Ona oceniła lekarza uważnie. - Spokojna głowa, jeszcze trochę panu doktorowi brakuje! Ja chudnę, pan doktor tyje.
- O! Mam sposób na to, że traci pani na wadze. Gryza, ale już!

niedziela, 5 sierpnia 2012

Jak zrzucić wagę?

Ona sądziła, że już od początku ciąży zacznie przybierać na wadze. Że jak już stan błogosławiony, to co najmniej okupiony ucztą pięciodaniową i deserem, który od razu uwidoczni się w boczkach.

Ale nie.
Może rzeczywiście apetyt momentami miała nieco (tylko nieco!) mniejszy, ale grzecznie zjadała śniadania, drugie i trzecie też, a do tego obiad, wieczorem nawet coś chętnie pochrupała, to jednak waga spadała. Tak,  spadała i to mimo braku rigoletto.

- Panie doktorze, 12. tydzień, a u mnie trzy kilo mniej - powiedziała zmartwiona, wchodząc na wagę.
- Szybka przemiana materii, nie ma się czym martwić. Będziemy to kontrolować - odparł pewnym głosem Gin.
- Ale trzy kilo? - Ona nie dowierzała. - Nigdy tak bezboleśnie nie schudłam! Żebym wiedziała, że to taki dobry sposób na zrzucenie wagi, szybciej zaszłabym w ciążę.
- Może to i dla mnie sposób? - zamyślił się Gin i poklepał po brzuchu.

czwartek, 2 sierpnia 2012

Coś za coś

- Endokrynolog radzi zwolnienie - przekazała On Ginowi. - Ale ja nie wyobrażam sobie leżeć w domu do góry brzuchem.
- Nie widzę wskazań do zwolnienia, szczególnie, że czuje się pani dobrze i widzę, że bez pracy by się pani wynudziła - skwitował lekarz. - Ale jeśli zajdzie taka potrzeba, gorzej się pani poczuje lub po prostu będzie pani chciała odpocząć, proszę dać znać - wyślę panią na niespodziewane zwolnienie.
- Serio? - ucieszyła się wiecznie niedospana Ona.
- Pewnie. Za jednego teatralnego! - oblizał się ze smakiem Gin. - No, chyba że przyniesie pani dwa, to się podzielę.

wtorek, 31 lipca 2012

Obcy na pokładzie

On będąc ciągle pod wrażeniem widoku dziecka, wyszukuje w internecie zdjęcia podobne do tego z usg.


- Wiesz, jak będzie mówić, schodząc po schodach? - On pyta.
Ona nie ma pojęcia.
- Nostromo, mamuśka!

środa, 25 lipca 2012

Ktoś tu nogi wyciąga

- Gdzie jest dziś ojciec? - zapytał Gin podczas jednej z wizyt. - Dziecko byśmy mu pokazali.
- Do Włoch pojechał - zdradziła Ona.
- No jeśli przywiezie coś smacznego, to maluch zobaczy następnym razem.

Tak Gin obiecał i słowa dotrzymał. Gdy Ona usłyszała, że On może wziąć udział w usg, w kiecce samej, bez gaci na korytarz wyleciała i Jego sprowadziła.
Ułożyła się na kozetce, ręce niczym babcia na katafalku skrzyżowała i w sufit spoglądała, zaaferowanym panom nie przeszkadzając.
- Oto i maluszek - doktor przedstawił przejętemu ojcu ruchomy punkt na monitorze. - Tu ma główkę, tu rączki, zawiązki palców, żeberka.
- Żeberka? żeberka? - Ona nagle się ocknęła. - Poczułam, że się głodna robię!
Ich to specjalnie nie wzruszyło. Wyglądali uroczo. Gin rozsiadł się na taborecie, głowę przechylił w jedną stronę i spokojnym głosem tłumaczył poszczególne elementu budulcowe malca. On stał tuż za nim i z przejęciem oraz głową przechyloną w drugą stronę, obserwował ekran - uważniej nawet niż w czasie najbardziej absorbujących komputerowych strzelanek.
- Żeberka możemy spokojnie policzyć. Tu są zawiązki palców u dłoni, tu wygięta noga - długa się wydaje, prawda? A tu serducho.

Po tej niesamowitej prezentacji On wyszedł z gabinetu bez słowa.
- Wzruszyłem się - przyznał później. - Jeszcze w poczekalni stanęła przede mną ciężarna z wielkim brzuchem i pomyślałem, że nasza fasolka już niedługo będzie taaaka duża. Niesamowita sprawa! Widziałeś, jakie ma nogi długie? i te rączki takie ruchliwe?

On mógł tak ciągnąć do wieczora.. To się chyba nazywa miłość od pierwszego wejrzenia..

Dobry film wczoraj widziałam

Ona została skierowana na badanie do szpitala. Nakłuli Ją, kazali uzupełnić formularze, skonsultowali i czekać kazali. Czekała Ona z Jego wsparciem cierpliwie. Posłuchała krzyków dzieci odwiedzających wraz z rodzicami poradnię laktacyjną, posłuchała wrażeń, którymi chętnie dzieliło się starsze towarzystwo odwiedzające chirurga naczyniowego, posłuchała wreszcie innych ciężarnych, choć ich opowieści starała się jednym uchem wpuszczać, drugim wypuszczać.

Gdy wreszcie położyła się na kozetce i rozpięła parę guzików kiecki, a lekarz przyłożył do jej brzucha zimny joystick, ujrzała na ekranie przed sobą niesamowity widok. Nieproporcjonalnie duża głowa po prawej stronie ekranu, po lewej - podkurczone nóżki. Dwie rączki - ta bliżej zdecydowanie pchała się du ust. Ona wydała z siebie niekontrolowany jęk i choć rozdziawiła buzię w uśmiechu, otarła też łzę. Poczuła, że Maluch nabrał realnych kształtów.  

Kluczowe badanie usg trwało ok. 30 sekund (nie omieszkała wyżalić się później Ginowi: - Niech zgadnę, kto robił. Doktor A? - od razu wskazał poprawnie. - Licytowaliśmy się w czasie studiów, kiedy pobije rekord. Nie celuje powyżej minuty. Ale gość wie, co robi. Trafiła pani w dobre ręce.) Z wynikiem Ona wybiegła na korytarz. Opowiedziała mu o najlepszym filmie, jaki widziała w życiu. Radość udzieliła się obojgu.

- "W jamie macicy pojedynczy żywy płód w położeniu dowolnym - czytał wynik badania On. - Kości czaszki ciągłe. Zarysy wszystkich kończyn prawidłowe. Powłoki brzucha ciągłe. Uwidoczniono żołądek i pęcherz moczowy płodu. Kręgosłup wydaje się być ciągły."
- Brzmi trochę nieludzko - odparła zmartwiona Ona. Przez emocje nie była w stanie wyłowić najważniejszego: odpowiedzi na proste pytanie: czy wszystko w porządku?
- Wszystko w porządku, kochanie - uspokoił Ją On. - Przezierność karku w normie. Kość nosowa obecna. Fasolka ma już żołądek, wyobrażasz to sobie? Niesamowite! I ma już 46,2 mm!

środa, 18 lipca 2012

Różowa (a jak!) karta ciąży i witaminy spod lady


Ona nie mogła doczekać się własnej karty ciąży.
- Dobra, coś tu pani znajdziemy.. - wymamrotał Gin, po czym schylił się i zaczął grzebać na dolnej półce swojej szafki. - Co będzie: chłopak, czy dziewczynka?
- To ja mam to wiedzieć? - Ją zamurowało. - Myślałam, że pan doktor mi powie! - Ona się roześmiała.
- Ja powiem, pewnie, ale dopiero za parę tygodni. Albo powie mój kolega, ale ostrzegam - on mówi tylko za Pawełka. Bez batonika nie ma o czym marzyć!
- A jakie ma znaczenie dla karty ciąży, co to będzie?
- Duże! Karty mam bowiem w dostosowanych kolorach: różowe, bladoróżowe i... fioletowe. Którą pani wybiera?
- Czarną - Ona wycedziła. - Szarą chociaż, błagam! Turkus z brązem może się znajdzie?
- No niech mi pani nie mówi, że dziecko będzie pani na czarno ubierać! - Gin spojrzał na nią z przekąsem.
- A co, ładnie tak w hawajskie koszule się na pogrzeby wbijać? - odbiła piłeczkę Ona. - A serio - od różu mnie zęby bolą, więc będę go dawkować w bardzo małych ilościach.

- I co ja mam teraz z tą kartą ciąży robić? - zapytała Ona.
- Nosić - doktor wyjrzał zza biurka. - Torebkę ma pani dużą, więc się pomieści. Ale tak między nami, wystarczy, że zapamięta pani swoją grupę krwi i datę ostatniej miesiączki, nic ważniejszego ponad to w razie nagłego przypadku nie ma.

Doktor schylił się jeszcze raz do szafki, w której wyjął Jej piękną osobistą różowiutką kartę ciąży.
- Ooo! Jakieś gratisy może będą? - zagadała Ona.
- A chce się pani nosić? - roześmiał się Gin. - Coś niecoś mi tu zalega, zrobię sobie przy okazji porządek i wysypał przepastną szufladę.
- Ale wszystkie? - Ona ledwo ogarnęła wzrokiem biurko zawalone kartonikami.
- A co, mam dawać, jak zalecają przedstawiciele handlowi - jednej pacjentce jedno pudełko? Po 4 tabletki są w każdym! Dawka na 4 dni. Kobieta nawet nie dostrzeże różnicy. Pani chociaż trochę skorzysta! No, na zdrowie!

I tak Ona wyszła z gabinetu z 3-miesięcznym zapasem witamin.

piątek, 13 lipca 2012

Zawód: dyrektor?


- Czym się pani zajmuje? - zapytał Gin, gdy ona nieporadnie rozkraczała się na fotelu.
- A co pan doktor obstawia?
- Najpierw myślałem że nauczycielka.. ale stwierdziłem, że za duży ma pani dystans do siebie.
- Znam takich nauczycieli, którym go nie brakuje - Ona próbowała odeprzeć atak.
- Proszę nie bronić nauczycieli. Nauczyciel to nie zawód, to rozpoznanie! - skwitował ze śmiechem Gin. - Drugi mój typ to był psycholog.
- Za dużo gadam, za mało słucham, odpada - odpowiedziała Ona.
- No i taka raczej pani normalna. Obstawiam więc, że dziennikarka.
- Strzał w dziesiątkę!
- To potwierdzenie moich podejrzeń czy zaproszenie do założenia wziernika? - dopytał doktor i zabrał się za badanie.

wtorek, 10 lipca 2012

Na co to pani?

Gdy Ona powiedziała Ginowi o rodzinnym obciążeniu chorobą genetyczną, ten od razu skierował Ją do poradni diagnostyki i wad płodu.
Do wyboru miała dwa szpitale.

Telefon do pierwszego wyglądał mniej więcej tak:
- Dzień dobry, otrzymałam skierowanie do państwa poradni. Jestem w 11. tygodniu i chciałabym umówić się na konsultację.
- Dlaczego lekarz skierował? - pyta głos w słuchawce.
- Na podstawie wywiadu rodzinnego.
- To jeszcze nic nie znaczy - Ona nagle poczuła, że rozmawia z kimś lepiej zorientowanym w prowadzeniu ciąży niż Jej Gin. Przez chwilę nawet się ucieszyła.
- Kiedy mogłabym się umówić? - dopytała.
- Za 6 tygodni - tu głos w słuchawce podał dokładną datę.
- Nie ma wcześniejszych terminów?
- No ja tu nic nie wymyślę - głos w słuchawce był już znużony. - Za 6 tygodni i już.
- Ale czy to nie będzie za późno? Test PAPP-a należy wykonać do 15. tygodnia z tego co mi wiadomo... - odparła nieco zdezorientowana Ona.
- Lekarze zazwyczaj się mylą jeśli chodzi o obliczanie tygodni ciąży.
- Dobrze, w takim razie ja podam pani dzień rozpoczęcia mojej ostatniej miesiączki, a pani obliczy mi właściwy tydzień, dobrze? - Ona zaproponowała.
- Też coś! Liczyć będę?! - ofuknął Ją głos - I tak nie umówię Pani wcześniej - Jak trafimy, to trafimy. Jak nie trafimy, to nie trafimy.
- Ciekawe podejście... - mruknęła Ona.
- A zresztą.. na co pani ten wynik?

Ona nie miała więcej siły rozmawiać.
Zadzwoniła w drugie miejsce. Wizyta umówiona za dwa tygodnie.

Do kogo jest podobne?

Jej Brat ogląda zdjęcie z ostatniego usg.
- No, pupa zajęła większość kadru - ocenił okiem fachowca - wykapana mama!

poniedziałek, 9 lipca 2012

Romantyzm w gabinecie ginekologicznym

Światło przygaszone, Ona leży na wznak z podkurczonymi nogami, on nakłada prezerwatywę.
- Ta sytuacja mogłaby nosić znamiona romantycznej, gdyby nie fakt, że jestem w gabinecie ginekologicznym, a mężczyzna, który siedzi obok mnie nie jest Nim i nie majstruje swoim sprzętem, a sondą do usg - pomyślała Ona.

- To dość krępująca sytuacja - wyznała Ona Ginowi.
- Nie tylko dla pani, proszę wierzyć! Ale też się nie przejmować! Babcia, położna, powtarzała mi: "wnusiu, ginekolodzy do zboczeńcy, trzymaj się od nich z daleka!" I ja słucham babci! Ginekolodzy to wyjątkowa grupa zawodowa, więc staram się stronić od kontaktów z nimi, proszę mi wierzyć, nie warto się z nimi zadawać!

- Tu widzimy pierwsze dziecko... - rozpoczął kontrolne usg Gin.
- Yyyy.. jak to PIER-WSZE?! - przebudziła się Ona. - Czyżbym za chwilę miała usłyszeć, że jest jeszcze DRU-GIE?
- Tylko żartowałem - odrzekł doktor, którego już po chwili zabił dźwięk Jej walącego serca.

Gdy zmartwychwstał, dodał:
- Ma już 2,5 cm, serducho bije jeszcze szybciej niż ostatnio. Tylko pupą się odwróciło.
- Dupskiem?? Do matki?? Ja go jeszcze nauczę! - zawołała Ona.