poniedziałek, 11 marca 2013

Co może jeść kobieta karmiąca? Choćby konia z kopytami!

Ona i On (Ono też, ale jeszcze w nieco innym stadium) chodzili na zajęcia szkoły rodzenia. Co ciekawe, najwięcej czasu poświęcano tam nie samemu porodowi, ale czasowi po nim. Ona, nastawiając się na karmienie piersią, szczególnie nasłuchiwała dobrych rad związanych z tym czasem.

Wyniosła z zajęć następujące przykazania dotyczące diety kobiety karmiącej piersią:
- jeść częste, niewielkie lekkostrawne ale urozmaicone posiłki,
- pić 3 litry płynów (alkohol zakazany, kawa jedynie zbożowa bądź bezkofeinowa, zielona herbata wykreślona, mięty unikać, herbaty pić tylko słabe i owocowe, na laktację, soki wyciskane i rozcieńczane wodą, a najlepiej samą wodę i kompoty),
- zero nikotyny,
- no more fast food,
- szczególnie przez pierwszy miesiąc unikać alergenów - krowiego mleka i jego przetworów, orzechów, miodu i cytrusów,
- zapomnieć o: grochu, fasoli, brukselce,kapuście, szczypiorku, nowalijkach - serwują wzdęcia matce, a dziecku kolkę,
- mało przypraw.

On przeanalizował listę produktów, po które Ona może sięgać w czasie karmienia, jęknął i zapytał:
- To właściwie... co Ty będziesz jadła?

Ona w czasie pobytu w szpitalu obserwowała z uwagą propozycje w menu dla świeżo upieczonych matek. Był tam i ogórek kiszony, i kapusta zasmażana, i mielonka. Poczuła się trochę zagubiona.

W drodze do domu poszli też po rozum do głowy: no bo jaki tak naprawdę wpływ na dziecko ma to, co zjada matka? W domowych pieleszach On przygotował bajeczny obiad. Tuż po nim Ona miała wyrzuty sumienia - że duszona wołowina w ostrym sosie i z dodatkiem cebuli to jednak nie był zbyt dobry pomysł. Zamartwiała się potem pół nocy zaglądając w... pieluszkę i gładząc Malucha po brzuszku.
- Ach, co ja narobiłam?! - wygadywała sobie w nocy. Kolejnego dnia przeszła na bulion, gotowaną kurę i chrupkie pieczywo.

Tydzień później doradca laktacyjny (właściwie gdyby Ona chciała być w zgodzie z paniami dyrektorami i  polityczkami, nazwałaby swego doradcę w spódnicy doradczynią laktacyjną) zadała Jej na wejście jedno, jak się okazało, kluczowe pytanie:
- Wprowadziła pani jakieś zmiany w menu od czasu porodu?
- Nie - odpaliła Ona. Po chwili zastanowienia dodała jednak. - No.. nie piję kawy, unikam mleka i przetworów mlecznych, cytrusów, czekolady, wzdymających warzyw i owoców, ostrych przypraw.
- Z czekoladą się zgodzę, bo to tylko puste kalorie, ale po co ograniczać resztę?
- No bo alergie.. - Ona odpowiedziała oczywistą, przekazywaną przez położne i sieć wiedzę.
- Alergia na mleko choćby to tylko 6% przypadków. Oczywiście nie należy jej lekceważyć, ale jeśli ani pani ani mąż na nią nie cierpicie, nie ma potrzeby ograniczać nabiału. Pani potrzebuje witaminy C, a więc cytrusów - koniecznie! - kontynuowała specjalistka.
- A co z przyprawami? - Ona chciała się upewnić.
- Są niezbędne! Pani nie może jeść jałowych rzeczy. Przyprawy tylko odrobinę zmieniają smak mleka, a zresztą dziecko przyzwyczaiło się do nich już w ciąży. Poza tym później łatwiej będzie państwu wprowadzać stałe pokarmy, które już teraz maluch pozna w nieco innej formie.
- Ale pić więcej wody i kawy unikać?
- Nie ma specjalnych wskazań, by zwiększać spożycie płynów. Kawy nie trzeba sobie odmawiać. Trzy szklanki to już nieco dużo, więc tym bardziej jedną filiżanką ulubionej rozpuszczalnej z mlekiem może pani zacząć dzień. Oczywiście dziecko trzeba obserwować, ale przede wszystkim trzeba edukować społeczeństwo! Dlaczego potem kobietom wypadają włosy, pogarsza się cera, a dzieci mają pleśniawki? Bo kobiety zmieniają drastycznie dietę w czasie karmienia. A muszą jeść bogato i zdrowo.
- To czemu tam się trąbi o kolkach i potem każda z nas trzy razy zastanowi się, nim weźmie do ust wzdymające jabłko czy brukselkę?
- Z niewiedzy! Przychodzi do mnie kobieta, która w czasie karmienia je tylko ziemniaki i chleb, a pije wodę. Dlaczego? Bo jej nagadali, że wszystko, co ona zje, trafia z mlekiem do brzuszka dziecka. Ręce można załamać! Nie ma żadnych badań, które potwierdzałyby, że kolkę powoduje dieta mamy. Logicznie rzecz biorąc, dzieciom karmionym mlekiem modyfikowanym wcale by ona nie dokuczała, a tak naprawdę kolki u dzieci niekarmionych piersią zdarzają się częściej.

- Więc można wszystko? - Ona zapytała nie dowierzając.
- Proszę pomyśleć: co dzieje się z pani jedzeniem, gdy je pani przetrawi?
- Trafia tam, gdzie mleko, które przetrawi moje dziecko. No, może tylko nie prosto do pieluchy - Ona zaśmiała się.
- Tak! Żeby wzdymające składniki mogły spowodować wzdęcie u dziecka, najpierw musiałyby spowodować wzdęcie w pani żyłach - ten obrazowy opis Ją przekonał. - Proszę jeść zdrowo, a i pani, i dziecko będziecie się dobrze czuli - doradziła specjalistka.

Po tej wizycie na obiad Ona zjadła delikatnie podsmażone na maśle szpinakowe kopytka z ząbkiem czosnku, potem wypiła kawę i wciągnęła pomarańczę. Ona, On i... Ono mogli pogłaskać się z apetytem po brzuszkach.

25 komentarzy:

  1. Dobrze wiedzieć bo też już zaczęłam panikować, że na za dużo sobie pozwalam :) Dziś zjadłam pół jabłka bo nie mogłam się powstrzymać :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz?! Czas na smaczny, zdrowy obiad:)

      Usuń
  2. Matko, i komu tu zawierzyć jak nie swojemu zdrowemu rozsądkowi? Jak zwykle okazuje się że wszelkie informacje nam przekazywane trzeba ciągle sprawdzać w różnych źródłach i przecedzać... niech żyje edukacja ! ! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Konserwatyści vs. liberałowie - jeść vs. nie jeść;)

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zwariować można: tu gadają tak, tu siak...Ale intuicja podpowiada mi, że doradczyni laktacyjna jest bliżej prawdy:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Niestety większość położnych udziela porad według "starej szkoły", najlepiej wg nich ograniczyć się do chleba z masłem i gotowanej piersi kurczaka. A potem lecą zęby, włosy, anemia na potęgę.
    Ja miałam to szczęście, że trafiłam na szkołę rodzenia prowadzoną przez doradczynię laktacyjną, która na dietę podczas karmienia poświęciła niemal 3 godz. i mówiła dokładnie to samo, co ta Twoja :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ado tego jeszcze internet huczy od bzdur i weź się potem połap,jeśli nie masz na prawdę dobrego przewodnika.

      Usuń
  6. Dokładnie! Ja jadłam od początku wszystko! Nawet czekoladę mi położna kazała od czasu do czasu jeść, jeśli miałam chęć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Położna-anioł;)

      Usuń
    2. ze mną na sali była dziewczyna, co na drugi dzień po porodzie zjadła prawie całą duuużą czekoladę z orzechami a potem się dziwiła że dziecko prawie tydzień kupki nie robi . a jadła jeszcze mandarynki , jabłka , itp.

      Usuń
  7. to chyba zależy od dziecka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczymy, jak nasz Maluch będzie reagować.

      Usuń
  8. Ja chyba przez pierwszy miesiąc się katowałam, a potem już zaczęłam jeść powoli wszystko, inaczej bym zwariowała. A jak to smakowało! :)
    Faktycznie - najważniejsza jest obserwacja. Może wszystko będzie ok i na darmo nasz post? Oby mama była najedzona, a Maluszek szczęśliwy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, po takim poście na pewno z ochotą jadłaś nawet mniej lubiane produkty;)

      Usuń
  9. :) U mnie w szpitalu, to szału nie było. Pw wszystko bardzo chude. Tak też jadłam na początku, stopniowo rozszerzając dietę. Próbowałam czegoś w małej ilości, jak nie było niepokojącym objawów to sięgałam po więcej. Grunt żeby jeść zróżnicowanie - przecież urozmaicona dieta to jeszcze wartościowe mleczko :)
    Ja bym tylko mimo wszystko nie piła kawy. Czytałam ostatnio, jak kofeina kumuluje się w ciele dziecka... Myślę, ze nie ma co go na to narażać. Lepiej się przespać, niż stymulować kofeiną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja obserwuję - nie rzucam się na wszystko. Kawka rozpuszczalna:)

      Usuń
  10. Chociaż mi do porodu jeszcze trochę, to nie raz mi się zdarzyło pomyśleć, co ja będę jadła?! Dwa obiady? Eee, za dużo roboty.
    Dzięki Bogu, będę mogła żywić się normalnie, a zresztą i tak do łakomczuchów nie należę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak! I zapamiętaj:) Powodzenia, jesteś coraz bliżej:)

      Usuń
  11. Ja jem wszystko. Na początku unikałam czekolady - w sumie po to by ją w końcu ograniczyć - jestem brownieholikeiem, a nie ze względu na Szkraba. Wtrzymałam bez czekolady 4 miesiące. I nie dałam rady dłużej...

    OdpowiedzUsuń
  12. Dokładne tak zawsze mówiła mi mama, wszystko tylko po trochę :) sprawdzona zasada , pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

On, Ona i Ono dziękują za Twój komentarz