czwartek, 31 stycznia 2013

Wizyta na porodówce

Ona i On postanowili odwiedzić szpital, w którym Ono ma przyjść na świat. Ona miała stracha, On też nieco się tremował. Długo odkładali oswajanie się z wrogiem - kogo normalnego ciągnie do wędrowania po szpitalach? Przygotowali się psychicznie na krzyki matek, wrzask noworodków, lejącą się po ścianach krew i wreszcie postanowili.. pojechać.

Uśmiechnięta Położna Y przejęła Jego i Ją na samym wejściu. Od razu zaprowadziła na porodówkę. Nie kazała się ani rozbierać, ani rozkraczać, a jedynie rozejrzeć i usiąść. Rozmawiali o wszystkim, co Jego i Ją nurtowało: prozaicznych lewatywach, mniej czy bardziej wygodnych pozycjach, oddziałowej modzie, rodzeniu na brzuch, pięciodaniowych posiłkach podawanych podczas porodu, na które Ona ostrzyła sobie zęby;) oraz lekarsko-rodzicielskim orszaku z potomkiem na czele, który po nieco ponad 2 godzinach przechodzi majestatycznie z porodówki do kameralnych pokoików dla mam z dziećmi.
- Ale tam tylko Was odwiedzę - zapowiedziała. - Uwielbiam adrenalinę, która jest przy porodzie, więc niechętnie stąd się ruszam.
Omówili również kwestię planu porodu, choć Ona świadoma jest tego, że nici z pisanego słowa może nie wyjść mimo najszczerszych chęci obu stron.
- Teraz jest fizjologia, a za 3 sekundy patologia - potwierdziła Jej realistyczne nastawienie Położna Y.

Ona i On obejrzeli miejsce, w którym odpocząć mogą ojcowie (lodówki na zmrożoną wódeczkę toastową brak! skandal!), gdzie matki czekają na większe rozwarcie, gdzie dzieci po carskim cięciu wyciągane są na świat, gdzie panie po operacji odpoczywają i gdzie pierwszy raz kąpany i mierzony będzie Maluch. Było kameralnie, czysto i bardzo miło. Gdy jeszcze Ona usłyszała, że w pomieszczeniach obok właśnie odbywają się porody, uwierzyć nie mogła. Czyżby miała być jedyną wyjącą do księżyca, a może obecność ukochanego i profesjonalnego personelu, oddychanie przeponą, skoki na piłce i wodna immersja naprawdę działają cuda? 

Ona odetchnęła z ulgą, On jeszcze chętniej zapalił się do obecności przy Niej. Wróg oswojony? Czas zewrzeć szeregi i rozwierać.. ten tego no..;)

środa, 30 stycznia 2013

Znikający punkt

Był wklęsły, okrąglutki, nieduży, w samym sercu większej tarczy, w którą Jego palec trafiał bezbłędnie jak rzutki w dziesiątkę. I znikł.Właściwie z dnia na dzień.

Ona obawia się, że jeszcze może pokazać swoją podróżniczą naturę i wyleźć na wierzch, nim jeszcze na wierzch Maluch wyleźć raczy.

Ona więc wpatruje się codziennie w ten punkt jak zahipnotyzowana. I oczyma wyobraźni wpycha swój pępek z powrotem - do brzucha - gdzie jego miejsce.

wtorek, 29 stycznia 2013

Co się w torbie do szpitala (nie) zmieściło

Po raz pierwszy Ona nie zastanawiała się nawet, czy pakuje wystarczająco dużo ciepłych ciuchów, czy nie przyda się dodatkowy sweter, czy marynarka się nie wygniecie i czy dla zaoszczędzenia miejsca w bagażu zabrała biżuterię uniwersalnie pasującą do wszystkich zestawów. Pakując torbę do szpitala priorytety były nieco inne, ale Reisefieber równie imponujące jak zwykle.

Ona spakowała (albo dopakuje - przecież kanapek świeżych codziennie wymieniać nie będzie;)) co należy:

dla Niej:
dokumenty:
- kartę ciąży,
- dowód osobisty,
- wyniki badań (wszelkie badania krwi, moczu, posiewy i inne usg - Czyżby chcieli nowo narodzonego Malucha z pierwszymi jego zdjęciami z życia w łonie porównywać i dopiero wtedy wydać rodzicom? - zastanawia się Ona),
- RMUA,

ciuchy:
- koszulkę do porodu,
- koszule do spania/karmienia/odpoczywania i dziecięcia tulenia (Ona nie przewiduje innych zajęć),
- szlafrok (z zapakowania szlafmycy Ona jednak zrezygnowała),
- bieliznę jednorazową i niejednorazową, ale z którą Ona być może się pożegna po Potopie Połogowym,
- staniki do karmienia,
- skarpety,
- klapki pod prysznic,

kosmetyki i inne: 
- ręczniki

- olejek do masażu (Ona nie planuje w ramach podziękowań serwować klasycznych czy relaksujących masaży szpitalnemu personelowi, ale sama wystawiać plecy w oczekiwaniu na dający ulgę masaż w Jego wykonaniu),
- wkładki laktacyjne,
- podkłady porodowe (choć mają być zbędne - nie żeby Ona miała być ewenementem na skalę światową i po porodzie zrezygnować z przeżywania połogu - zwyczajnie będą w szpitalu),
- chusteczki higieniczne,
- codzienne kosmetyki (żel pod prysznic, żel do higieny intymnej, balsam do ciała, krem do twarzy, dezodorant, waciki i patyczki kosmetyczne, płyn micelarny, grzebień, szczoteczkę i pastę do zębów, krem nivea),
- koło połogowe,
- wodę,
- przekąskę,
- herbaty i kubek,
- leki,
- telefon i ładowarkę,
- coś do czytania,

dla Malucha
ciuchy:
- kaftaniki,
- śpioszki,
- bodziaki,
- skarpetki,
- czapeczki,
- rękawiczki,

kosmetyki i inne:
- ręczniki,
- pieluchy jednorazowe,
- pieluchy tetrowe,
- pieluchy bawełniane
- oliwkę do kąpieli,
- krem na odparzenia,
- rożek,

dla Niego:
- wygodne buty,
- wodę,
- ulubioną rozpinaną koszulę (równie chętnie Maluch i z Nim klata do klaty przylgnie),
- coś do czytania,
- przekąskę,
- telefon,
- aparat.

Ona nawet nie będzie udawała, że wszystko kolanem wepchnęła do małej walizki. Przeprowadzi się do szpitala na dwa rzuty. Ale chyba jeden wóz do przeprowadzki wystarczy.

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Seksowny pas porodowy

W czasach p.n.c. (przed naszą ciążą) Ona mogła rozmawiać z koleżankami o kuszących elementach garderoby. Teraz na tapecie są gacie w rozmiarze mama size i gadżety, które bynajmniej nie wzbudzają pożądania ani w Niej ani nie wzbudziłyby w żadnym normalnym mężczyźnie.

Jej Koleżanka dzieli się z Nią skarbami na miarę przyszłej mamy. Użycza Jej osłonki na sutki. I nie są to lateksowe serduszka z frędzelkami. Wspiera też pasem poporodowym. To taka klasyczna wersja seksownego koronkowego gorsetu. Wszystko jednak się przyda.
- Zobaczysz, założysz ten pas na pierwszą imprezę rodzinną po porodzie i wszystkim ciotkom oczy z zazdrości wyjdą! - zapewnia z uśmiechem.

Ona zastanawia się tylko, czy wypływający dołem i kumulujący się pod paszkami tłuszcz nie przerazi reszty wujostwa;)

niedziela, 27 stycznia 2013

Seta!

Ona i On mierzą obwód Jej brzucha.
- Stooo.. pięć! - On odczytuje wymiar.
- Seta? Seta? Wkrótce meta! - odpowiada Ona radośnie.

sobota, 26 stycznia 2013

Bo każda chce być matką?

Ona wybrała się do kosmetyczki. A że salon piękności (ekhm..) połączony jest z salonem fryzjerskim, kobiet tam zatrzęsienie! No i Jej brzucha każda ciekawa.

Zaczyna kosmetyczka.
- Który to miesiąc? - pyta.
- Dziewiąty - odpowiada Ona świadoma, że dzieli się tą informacją także ze schowanymi za przepierzeniem fryzjerkami.
- Kiedy poród?
- Może być i zaraz, ale planowo za kilkanaście dni.

Wchodzi fryzjerka.
- Już dziewiąty miesiąc? Jak się pani czuje? - zagaduje.
- A dziękuję, dobrze.

Do małej kanciapy fryzjerki wpada kolejna kobieta. Mieści się gdzieś między umywalką a fotelem.
- Ja mam synka dwuletniego już. Niesamowita sprawa! Życzę, by poród przebiegł spokojnie - mówi.

Po chwili robi się już całkiem gęsto - w pomieszczeniu zjawia się kolejna fryzjerka. Lat może 25. Staje w rozkroku. Łapie się pod boki, wlepia oczy w Jej brzuch i mówi zwycięskim tonem.
- A ja też będę kiedyś w ciąży!

piątek, 25 stycznia 2013

Czyżby tęsknota za okresem?

Ją trzeci wieczór męczy lekki, pulsujący ból w dole brzucha.
- Jakbym miała okres dostać - Ona ocenia bez wahania i.. z sentymentem lekkim (kto by pomyślał!).

Brzuch się jednak nie napina, Maluch rusza tak, jak ruszał dotąd, tylko to delikatne pobolewanie.. Ona wie, że to jeszcze nie TO - delikatne muskanie co najwyżej może zwiastować nieuchronną rzeźnię?
- A może jestem przewrażliwiona? - Ona denerwuje się, kursując do toalety częściej niż by musiała i nerwowo sprawdzając prześcieradło co rano.

I cieszy się, bo doczekać nie może.
I martwi, bo.. jeszcze tyle rzeczy nieprzygotowanych.
Tak zasypia kolejny raz.

Po przebudzeniu Ona zaparza kawę, nadrabia zaległości w pisaninie, myje włosy, goli nogi, wstawia pranie, prasuje, przepakowuje torbę do szpitala, gotuje zapas szpinakowych koptek i.. idzie do kosmetyczki. No co, wyglądać musi!

czwartek, 24 stycznia 2013

Położna z czołówki

Polecono Jej pewną położną - w odróżnieniu od Położnej X, zwaną Położną Y. Ona przeczesuje net w poszukiwaniu informacji o niej, podpytuje znajomych, wreszcie Gina.
- Położna Y? Pewnie że znam! - mówi i Ona jakoś od razu się uspokaja. - Jest naprawdę bardzo dobra! W czołówce, powiedziałbym. W czołówce razem ze mną i..
- Z ordynatorem? - dopytuje Ona.
- Nie, nie, nie przesadzałbym. Właściwie tylko ze mną! - odpowiada ze śmiechem.

środa, 23 stycznia 2013

Kryzys którego centymetra?

Ona czuje dziś przytłaczający ciężar brzucha, który ciągnie Ją do dołu. Ani nie pozwala pracować, ani cieszyć się relaksem. Uwierają Ją spodnie od piżamy, a przebrać się nie chce. Niewygodnie się leży, stoi jeszcze mniej komfortowo, leżeć wcale się nie chce. Wychodzić na świat się nie chce - a bo w pięknie zasypanej okolicy Ona dostrzega nagle tylko śliskie chodniki i zaspy na ulicach. Ruchy Malucha zamiast cieszyć trochę dokuczają, a apetytu nie ma nawet na czekającą w pogotowiu czekoladę.

Do porodu zostały książkowe dwa tygodnie, a Ona nagle poczuła zmęczenie. To nie kryzys siódmego a setnego już chyba centymetra - nie rozwarcia a w obwodzie wieloryba.

wtorek, 22 stycznia 2013

Położna - przyjaciółka ale nie Twoja

Jego Siostra ma przyjaciółkę - położną X. Ona i On poznali ją w niezobowiązujących okolicznościach przy żeberkach w kapuście i długo leżakującej nalewce. Przyjemna babka. Ona nie omieszkała poczytać też o jej zawodowych dokonaniach w internecie. Mało którą położną tak w Jego i Jej mieście chwalą. Nie dziwota, że Jego Siostra dopytuje więc o rolę położnej X w przyjściu na świat bratanka. Dopytuje przy każdej możliwej okazji. Wygląda to mniej więcej tak:

- I gdzie będziesz rodzić? - pyta Jego Siostra.
- W szpitalu Y - mówi Ona.
- Ale przecież X tam nie pracuje! Ona pracuje w szpitalu X - tłumaczy Jego Siostra.
- Wiem - odpowiada spokojnie Ona.
Tu następuje zmiana tematu.

- Rodzisz z X? - pyta Jego Siostra.
- Nie - odpowiada Ona.
Znów następuje zmiana tematu.

- Czy już się zastanowiłaś?
- Nad czym? - dopytuje Ona.
- Gdzie rodzić.
- Już dawno i zdania raczej nie zmienię. Będzie to szpital Y, choć X pracuje w tym drugim.

- Ooo! Gadacie! - to reakcja Jego Siostry na widok rozmawiających podczas imprezy Jej i położnej X. - Nie przeszkadzam. Może wreszcie pójdzie po rozum do  głowy i zmieni zdanie - mówi na odchodne.

O co chodzi? Że Ona zwyczajnie nie chce rozkraczać się przed przyjaciółką Jego Siostry? Że przewiduje, że kobieta zawsze będzie kobietą, której zrelacjonuje się nie tylko stan krocza, ale i natężenie jęków? Niekoniecznie.

Ona miała wątpliwości. I była to trudna decyzja. To nie wybór pomiędzy Jego Siostrą a Jej uporem czy pomiędzy miłą i profesjonalną X, a całą resztą medycznego świata.

Tak Ona i On zdecydowali na początku. Wybierają szpital Y, gdzie pracuje Gin i choć Ona jest świadoma, że może go podczas porodu ani razu nie zobaczyć, miejsce to ma jeszcze inne plusy. Ten szpital ma dobrą opinię (także dokładnie przepytanych koleżanek, które znają porody od strony łóżka a nie tylko przyjacielskich ploteczek), a na profesjonalne położne Ona ma nadzieję i w tym miejscu trafić.

Tu też rodziła się Ona i Jej Bracia. Tu na świat przyszedł On. Niech ta dobra rodzinna tradycja trwa.

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Coś dla Babć i Dziadków

- Rodzice są od wychowywania, dziadkowie od rozpieszczania! - oznajmiła wczoraj z radością Jej Babcia.
- A prababcia?.. - zapytała Ona.
- Od podwójnego rozpieszczania, rzecz jasna! - odparła Babcia, wręczając Jemu i Jej kolejną niespodziankę dla Malucha.

Przyszli Dziadkowie bardzo ciepło przyjęli wiadomość o tym, że do roli Rodziców dojdzie im ta nowa. Na każdym kroku małymi i większymi niespodziankami zaskakują Jego i Ją. A to odkopane robione na szydełku buciki, a to czapeczki, które jeszcze Ona nosiła, śpioszki, w których brykali Jej Bracia i haftowany becik, w którym chrzczona była Jej Babcia. Do tego zestaw flanelowych pieluszek, plany zakupu wózka, kilogramy wsparcia i pyszności wciskane Jemu i Jej - by o siebie dbali. Maluch zawrócił w głowie wszystkim!

Dlatego dziś Babcie i Dziadkowie (Ci drudzy na konto jutra) otrzymali pierwszą nietypową laurkę od Wnuka. I choć śmiali się, że na Dziadków są jeszcze za młodzi, że jeszcze czas, że za rok może, w powietrzu zawisło wzruszenie.

Bo są do tej roli stworzeni - to przecież jasne!

- Babciu, do tegorocznych życzeń dołącza się jeszcze prawnuczek - zakomunikowała Ona Babci z rana.
- Jak to? Już się urodził? - zapytała Babcia łamiącym się głosem. - Taki nam cudowny prezent zrobił?!
- Jeszcze nie - zaśmiała się Ona. - Ale czuję, że gdyby mógł, to już by Babcię wyściskał.

niedziela, 20 stycznia 2013

Kiedy do szpitala?

- A kiedy przyjechać na porodówkę? - pyta Ona.
- Jak skurcze będą regularne - tak od godziny. No i jak wody odejdą - tłumaczy Gin. - Ale jeśli wszystko tak powoli się zacznie, a będzie np. 3 nad ranem, to proszę się nie spieszyć. Pospacerować, prysznic wziąć i dać mi trochę pospać.

sobota, 19 stycznia 2013

Bal przebierańców - strój dla ciężarnej

W korytarzyku przed wejściem na ćwiczenia w ramach szkoły rodzenia stoją dwie ławki, pod którymi przyszłe mamy i przyszli tatowie niczym w ramach gościny w tradycyjnym polskim domu zostawiają buty. Na ścianie wisi też korkowa tablica, na której pojawiają się najświeższe informacje. Tylko część skierowana jest do rodziców, ale większość i tak chętnie przez nich czytana, szczególnie, że czynność ściągania i zakładania butów z każdym tygodniem zajmuje coraz więcej czasu.

- Ooo! Bal przebierańców! - czyta z entuzjazmem ogłoszenie jedna z dziewcząt, której Ona by o umiłowanie do zmian fatałaszków nie podejrzewała (na 5 zajęciach, na których ją widziała, ciężarówka ubrana w ten sam zestaw - pasiastą koszulkę, dżiny i wyciągnięty po kolana biały worek spełniający rolę swetra - albo odwrotnie).
- Przebierańców? - Ona próbuje podtrzymać bardzo powoli rozkręcającą się zazwyczaj pomiędzy uczestniczkami zajęć rozmowę.
- Jakiś kostiumik na pewno każda z nas by sobie znalazła - kontynuuje dziewczyna.
- Obstawiam, że na naszym balu największe wzięcie miałyby stroje wielorybów i bałwanów - mówi Ona.

piątek, 18 stycznia 2013

Czyżby wody?

- Czuła pani, jak odchodzą pani wody? Dużo odeszło? - pyta Ją Gin tuż po przyłożeniu sondy do brzucha.
- Że co? Wody? Nieee.. Żadnych wód nie było. Zauważyłabym raczej - mówi Ona zaskoczona i zamiera ze strachu, zerkając na wpatrującego się w ekran monitora Gina. - Czy coś złego się dzieje?
- Nie, lubię po prostu tak budować atmosferę napięcia - uśmiecha się do Niej Gin.
- Oj, te żarciki znów..
- Nie, nie, proszę się nie martwić. Na pierwszy rzut oka, a właściwie sondy coś było nie tak, ale teraz z obliczeń wynika, że wszystko jest w najlepszym porządku - mówi doktor. - To ten sprzęt. Świetny jest - dodaje z przekąsem. - Ponoć dr House nam go zazdrości. Kupić go chciał.

czwartek, 17 stycznia 2013

Murzyńskie usta i ruda grzywa

- Ooo! Tu jest nosek - pokazuje Gin na ekranie monitora. - Hmm.. duży, taki murzyński trochę, jak się patrzy z tej perspektywy - patrzy na Nią podejrzliwie Gin.
- To usteczka? - pyta Ona patrząc na kolejny element na ekranie.
- Tak. Hmm.. Też takie spore.
- Grunt, że rude nie będzie - śmieje się Ona. - W dzisiejszej sytuacji politycznej najgorzej mieć rude dziecko.

środa, 16 stycznia 2013

Rodzisz?

Zaczyna się powoli czas, gdy Ona dzwoniąc do kogoś słyszy w słuchawce zamiast "halooo!" czy "słucham":
- Rodzisz?
- Wody ci odeszły?

A czasu jeszcze sporo.
- Jak się Maluchowi spodoba, to może nawet i więcej? - myśli Ona.
- U nas dzieci rodzą się w terminie - uspokaja Ją Mama. - I do tego ładne! - śmieje się.

Czy Ona może Mamie nie wierzyć?;)

wtorek, 15 stycznia 2013

To kuksaniec z prawej, to z lewej

Wybrzusza się, gdy Ona siedzi. Czasem delikatnie pulsuje w samym dole, jakby tańczył pogo pod sceną. Kiedy Ona kładzie się na lewym boku, mocno odbija się od kanapy i Jej brzucha. Nieraz Ją zaboli. Drży, kiedy Ona zajada czekoladę, kręci się, gdy pije wodę z cytryną. Podczas spaceru miarowo faluje. Czasem odpowiada dotykiem, kiedy Ona lub On kładą dłoń na brzuchu. Uspokaja się, gdy dotyka Go Jej Mama.

Choć Ona nie może doczekać się tego prawdziwego dotyku, a ten kontakt przez brzuch daje Jej czasem w kość (żebrową choćby), Ona wie, że nieraz za tym zatęskni.


poniedziałek, 14 stycznia 2013

W oczekiwaniu na wyniki

Ona odbiera od Gina badania. Jest i morfologia, jest badanie moczu, jest i wirus HIV. Znaczy się nie ma, ale wyniki są.
- Co, stresik jest? - Gin wyciąga ze skoroszytu Jej wyniki.
- No jakoś.. jest - Ona przyznaje bez zawahania, choć wie, że przecież z powietrza się takie rzeczy nie biorą.
- Się psociło, się ma!


niedziela, 13 stycznia 2013

Prawko dla ciężarnej

Ona odbiera nowe prawo jazdy z urzędu.
- A uprawnienia na ciężarówki masz? - dopytuje Jej Mama.

sobota, 12 stycznia 2013

Donos-ek

- Pakuję się - oznajmia Mu Ona.
On nieco zdziwiony.
- No, do szpitala - odpowiada Ona spokojnie.
- A dzieje się coś? - On wyraźnie się martwi.
- Nie, teraz już ciąża donoszona, więc trzeba być przygotowanym, że Maluch pojawi się lada dzień.
- Nasz mały donosek:)

piątek, 11 stycznia 2013

Mama śpi, a Maluch kopie

On obiecał sobie noworocznie, że unikać będzie popołudniowych drzemek. Ona obiecała Go w tym postanowieniu wspierać. Ok. godziny 17 przychodzi i dla Niej, i dla Niego kryzys. Jest już po obiedzie, jest już po poobiedniej kawce nawet, lektura na wygodnym fotelu albo jeszcze wygodniejszej kanapce trwa. Lampy rozgrzane do czerwoności, by nie kusiło, plany na za chwilę zrobione - by nie móc uciec w ramiona Morfeusza.

I nagle Ona kładzie się obok Niego, wtula głowę w Jego ramiona, stykają się brzuszkami.
Budzą się po niecałej godzinie.
- Ty spałaś, a Maluszek mnie kopał - uśmiecha się On.

czwartek, 10 stycznia 2013

Sesja z brzuszkiem

Ona wiedziała, że ten czas może być tak piękny, jak Jej zapowiadano. Chyba tylko nie przypuszczała, że może czuć się momentami aż tak dobrze - także ze swoim ciałem.

Jeszcze nim rozpoczęła tę podróż z brzuszkiem, obiecywała sobie uchwycić w kadrze Malucha pod sercem - i to niejeden raz. Przypuszczała - i zdania nie zmieniła - że te chwile będą niezapomniane i nawet jeśli kiedyś Ona jeszcze raz się wybrzuszy, będzie już inaczej. Ot tak, po prostu inaczej.

A teraz Ona zaczyna 37. tydzień z paroma zdjęciami zrobionymi przez mniej lub bardziej życzliwych krewnych. Jest fotka z małym jeszcze brzuszkiem, gdy Ona naciąga na siebie nietwarzowy sweter. Są zdjęcia ze świąt - Ona przy choince, Ona przy stole z buzią rozdziawioną, bo akurat gadała albo sięgała po kolejny kęs, a z brzuchem przykrytym obrusem. A jak już brzuch widać, a Ona niby ubrana, to mistrzem pierwszego planu stają się domowe papucie i kuchenny siding.

Nie tak to sobie wyobrażała. Marzyło Jej się parę zdjęć w dobrym świetle, w stroju, w którym czuje się pewnie, z Nim, który przecież cieszy się tym czasem tak, jak Ona. Chciała tylko parę zdjęć, na których prócz zoomowanego kompaktem brzucha jest i Ona. Jest i On.
On nie miał ochoty, potem chciał, bo Jej zależało. Więc Jej już przeszło - przecież nic na siłę.

- Sam mogę Ci takie zrobić.

Ale nie zrobił. Wkrótce Ona chwyci za aparat i zrobi to, co z brzuszka wyjdzie. I nikt Jej w tym nie przeszkodzi.

środa, 9 stycznia 2013

Empatia na fundusz

- Się rozbierze. Siądzie na fotelu - rzekł Gin pół żartem, w większej połowie jakby serio.
- A co, badać będzie? - Ona zaraz się wewnętrznie poruszyła na te polecenia i odbiła piłeczkę.
- Będzie. Się nie kręci. Ruchy czuje?
- Czuje.
- Czuje ruchy? - pyta Gin raz jeszcze, jakby nie tylko na uprzejmość, ale i na słuch mu padło.
- Auć, no tera to nie czujeeee.. - Ona odezwała się, czując raczej palce w lateksie zamiast ruchów Malca.
Gin zaśmiał się pod nosem.
- Ooo, uśmiecha się! Ma jeszcze jakieś ludzkie odczucia - Ona zagadała. - A stało się coś, że doktor taki bezosobowy dziś?
- Limit empatii mi się wyczerpał - powiedział, spuszczając głowę.
- NFZ już nie refunduje? Szkoda - podsumowała Ona.


wtorek, 8 stycznia 2013

Jak spakować się do szpitala?

Ona rozpoczęła pakowanie torby do szpitala. Szpital: wersja ekonomiczna, więc pomyślała:
- Wezmę małą, podręczną walizkę jak na ekonomiczny lot.

I zaczęła pakować. Dwa ręczniki dla Malucha, dwa dla siebie, kocyk, śpioszki, kaftaniki, skarpeciochy w wersji mini i maksi, koszula do spania i do porodu, klapki pod prysznic, pieluch nawet nie próbowała wcisnąć, bo.. już miejsca nie było.

I co Ona ma zrobić? Wziąć kuferek na kosmetyki, a drugi dla synka? Jaśka wpakować pod ramię, a z poduszki poporodowej zrobić sobie aureolę? Cięższe rzeczy, jak mama na kolonijne wyjazdy przykazała, założyć na siebie? Takim ręcznikiem na przykład zawczasu się owinąć? Dyda dać Jemu do ust, by miejsce zaoszczędzić, a udawać, że podkłady poporodowe przykleiły się do dupska i z nimi, przyklejonymi do płaszcza, wejść jak gdyby nigdy nic na porodówkę?

Czy przepakować się do dużej walizy i postraszyć personel, że Ona przyjeżdża na dłuższą inspekcję?



poniedziałek, 7 stycznia 2013

Ona już wie, w czym urodzi!


Nie mniej ważna niż koszulka do spania/karmienia i szpitala miała być ta, w której Ona powita potomka - pal sześć dobre rady, że najlepiej w czymś, co od razu poleci do kosza na śmieci. Nawet jeśli, to nie pożałuje. Właśnie Brat sprawił Jej prezent:


Będzie po królewsku!

niedziela, 6 stycznia 2013

Koszula nocna dla karmiącej

Ona z rosnącą nienawiścią do pozbawionych gustu producentów odzieży spoglądała na infantylne albo szaro-bure koszulki do porodu i karmienia. Wiadomo: dzieci lubią misie, tygryski i inne kotki. Szczególnie na maminej piersi.I jak dowodzą badania amerykańskich naukowców, noworodki spoglądają na nie niezwykle zainteresowanym wzrokiem - Ona może się założyć!

Dzieci lubią też, gdy ich piękne mamy zakładają wyciągnięte szare wory i (tak, także za ich sprawą! - worów, a nie dzieci) zmieniają się w marudne, wyplute matki. A wiadomo przecież, że niewiele potrzeba, by poczuć się dobrze: czasem, nie na siłę, ale dla samej siebie, pomimo zmęczenia zrobić oko, czasem założyć ładny ciuch - choćby to była koszula do spania. Szczególnie, gdyby to była koszula do spania!

Ona przewiduje, że na początku ukazywać się będzie Maluchowi najczęściej właśnie w koszuli nocnej - i to nie tylko dlatego, że nie doczekała się jeszcze wyciągniętego domowego dresiwa. Tym samym ciuch ten musi być wygodny, swobodny, ale i - może nie nieprzeciętnie - ale zwyczajnie po prostu: ładny.

Ona wystawiła Jego cierpliwość na próbę, ale wreszcie, po długich poszukiwaniach znalazła koszulki, w których czuje się dobrze, dziewczęco i swobodnie, a jednocześnie mają wszystko, czego potrzebują nocne koszulki, w których nieraz będzie trzeba cycka wywalać: odpowiednie guziki.




I co, nie można tak było od razu?

sobota, 5 stycznia 2013

On wie

- Piszesz o senesie? - On Ją zagadnął, nie zaglądając na ekran komputera.
- Yyyy.. no! A skąd wiesz? - zapytała Ona zaskoczona równie mocno Jego domyślności i swoją przewidywalnością.
- Nie wiem, jak ty, ale ja nie ożeniłbym się z kobietą, której nie znam - odparł.

piątek, 4 stycznia 2013

I nigdy tego nie rób!

Ją dopadła ciążowa przypadłość, o której nie mniej wstydliwie można się wypowiadać, co o zgadze (na razie - odpukać - Ona doświadczyła jej tylko raz w życiu i to nie w czasie ciąży, a po najedzeniu się czosnkowymi chrupkami), wzdęciach (ekhm.. były, ale poszły), częstych sikach na prawo czy lewo (byle tylko zdążyć) czy innych popierdółkach (wszak wiadomo, że na początku było wielkie Prut.. to jest.. Wielkie Bum!).

No cóż. Przyszedł czas i na zatwardzenia.

Ona próbowała z wodą. Wlewała w siebie litry. Nie poszło. I tak minął wieczór i poranek - dzień pierwszy.

Ona dorzuciła śliwki. Duuużo śliwek. Zero poruszenia. I tak minął wieczór i poranek - dzień drugi.

Spróbowała spaceru i ćwiczeń. Ni hu hu.. I tak minął wieczór i poranek - dzień trzeci.

Herbatka z kopru? Też nie dała rady. I tak minął wieczór i poranek - dzień czwarty.

Ona usiadła i spojrzała, a że większość rzeczy, która była w brzuszku, była dobra. I nic nie zrobiła. No dobrze, zapobiegawczo wypiła maślankę i kawę. I  tak minął wieczór i poranek - dzień piąty.

Kolejnego dnia rano zaparzyła łyżeczkę senesu. Wypiła. Dopiero potem wyczytała, że nie zrobiła zbyt rozsądnie. Pocieszyła się tym, że pewnie i tak nie pomoże, więc już na pewno nie zaszkodzi - czy jakoś tak.
Minęło jakieś 8 godzin. Ona poczuła się słabo. Niedobrze Jej było. Pomyślała, że może przeszarżowała z robotą. Położyła się więc, zdrzemnęła nawet. Potem nadszedł czas na spacer. Długi - jak to Ona i On mają w zwyczaju. Ponad godzinę po wyjściu Ona już czuła, że jelita przewracają się w niej nie mniej intensywnie niż dziecko. Nie miała tylko pewności, do kogo należy mówić i kogo głaskać: Malucha czy flaki? Kolejne pół godziny później w tempie ekspresowym, na które ledwie pozwalały ataki w brzuchu, znalazła się domu. I obiecała sobie - nigdy więcej! I tak minął wieczór i poranek - dzień szósty.

Siódmego dnia odpoczęła.. Maluszek i flaki także.


czwartek, 3 stycznia 2013

Matka-Żarłacz u dentysty


- Co, orzeszka się zachciało? - zapytała dentystka, oglądając resztki Jej zęba.
- Skąd ona wie o mojej jedynej jak dotąd ciążowej zachciance?! - pomyślała Ona i głośno, no.. niezbyt głośno wycedziła.. trochę smutno, trochę wstydliwie, najbardziej chyba boleśnie, gdyż lekarka zaczęła już tradycyjne grzebanko: - Yhymm..

Przy okazji dentystkę Ona miała odwiedzić w celu zalepienia maluśkiej dziury w zębie obok.
- O rany! Pamiętasz tę małą dziurkę sprzed półtora miesiąca? - zapytała stomatolog. - Już wcale nie jest taka mała! Nieźle Cię synek odwapnia.

Tym samym stało się: 1 dziecko = 1 ząb stracony przez Matkę-Żarłacza, a drugi - przez dziecinę.

środa, 2 stycznia 2013

Z perspektywy brzuszka

Ona wskakuje w kiecę, robi oko, spryskuje się perfumą, kwiat do piersi przypina. Zerka na odchodne w łazienkowe lustro. No, nie najgorzej się czuje. Nie najgorzej też chyba wygląda.

On wita Ją (?) w przedpokoju.

- Ooo.. cześć, brzuszku - mówi, otulając dłońmi Jej dodatkowe kształty.