poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Pojedziemy do Rygi...

Razem z dobrym nastrojem drugi trymestr powitał Ją okropnym bólem głowy. Rozpoczynał się z rana - tuż po przebudzeniu. Nie działała na niego poranna kawa, która zazwyczaj stawiała Ją na nogi. Nie pomagał poranny spacer w stronę fabryki, ani regularne zaspokajanie głodu w postaci pysznych, przygotowanych przez Niego przekąsek. Ratunkiem nie była też przerwa w pracy, kilka odprężających ćwiczeń w.. toalecie ani nawet wizja relaksującego wieczoru.

Ból nasilał się ok. godz. 13. O 14 było już trudno wytrzymać i skupić się na codziennych fabrykowych obowiązkach. Powrót do domu też nie dawał ukojenia - przecież zniknęła wielka chęć na drzemkę gdzie popadnie - z naciskiem na padnie na autobusową szybę czy sąsiada z fotela obok.

Obiad i strzelana dramatycznie, pełna nadziei mała kawa też nie pomagała. Ratunkiem miało okazać się popołudniowe leżakowanie z zimnym kompresem na głowie.

Więc Ona leżała. I ból też leżał. Dzielnie Jej towarzyszył - nie mijał.

Po dwóch tygodniach nieprzerwanego bólu głowy obejmującego już sztywniejące karczycho i dołujący nastrój, Ona wreszcie sięgnęła po pół tabletki paracetamolu.
- Takim stanem maluchowi nie pomogę - pomyślała, a pół tabletki po czterech miesiącach aptecznego postu chyba raczej szybko zadziała niż zaszkodzi - pomyślała.

Nie mięły dwie godziny, gdy Ona doczekała się pierwszego ciążowego rigoletto. Nie porannych a prawie nocnych nudności i drogi do Rygi trwającej prawie tyle co ta wyznaczona przez Google Maps. Tabletka? Zmęczenie? Ból głowy? To był znak, że Ona potrzebuje wolnego. I wolne przyszło. Po kolejnym tygodniu ból głowy zniknął.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

On, Ona i Ono dziękują za Twój komentarz