poniedziałek, 17 września 2012

Aktywna mama. Bez etatu rzecz jasna!

Ona ćwiczy w ciąży, nieco spaceruje, dba o zdrowe odżywianie. W żadnej z tych sfer nie popada jednak w paranoję. Pracuje - kiedy tylko może - zarówno w fabryce jak i w domowym zaciszu - pod warunkiem, że ma się dobrze. Do góry brzuchem leży - a pewnie, ale wtedy, gdy ma na to chęć i potrzebę ku temu. Nie rezygnuje z towarzyskich spotkań. Więcej nawet: chyba nieco się ostatnio w tym względzie ożywiła. Ona nie odpuszcza długich wypraw, wycieczek i wieczornych nasiadówek. Wcina sałatki, a kiedy najdzie Ją chęć - truskawkowe lody z kruchymi ciachami. Czuje się aktywną (przyszłą) mamą w każdym aspekcie.

Ale gdy widzi zajęcia pod szumnymi nazwami: "Aktywna mama", "Aktywna w ciąży", "Aktywnie przez 9 miesięcy", które odbywają się TYLKO I WYŁĄCZNIE przed południem i to w dzień powszedni, zawstydza się. I.. zaczyna zazdrościć innym ciężarnym... pracy na popołudniówki. Te to dopiero muszą być aktywne: najpierw na zajęciach, potem w pracy, dalej jeszcze w życiu prywatnym. Istne szaleństwo!

Nie może być przecież tak, że dbający o wszechstronny rozwój jakże aktywnych pań organizatorzy zajęć aqua aerobiku, salsy z chustami, samego chustowania, jogi w ciąży czy zajęć z pierwszej pomocy dla noworodka mogliby zakładać, iż duży odsetek ciężarnych idzie na zwolnienie w momencie pojawienia się na horyzoncie dwóch testowych kresek. Nie może też być tak, że zachęca się do aktywności dopiero na krótko przed porodem, gdy trudno chyba ożywić się na kursie tańca brzucha, decoupage'u dla ciężarówek czy samoobrony dla pań. A może jednak?

Ona czuje się dyskryminowana. Idzie szukać pracy na druga zmianę. Wszystko po to, by być "aktywną" w oczach tych, którzy o Jej aktywność tak zabiegają.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

On, Ona i Ono dziękują za Twój komentarz