Jednego dnia, kiedy Maluch zamienił się w wisiocyca, Ona siadła z długopisem i kartką. Podliczyła dane skrupulatniej niż miesięczne wydatki. I co się okazało? Na karmieniu strawiła (strawił właściwie,ale to tuż po - brzdąc) 5 godzin i 35 minut.
- Szaleństwo! Godziny nienormowane są, ale etat to jeszcze nie jest - pomyślała Ona. - Czy już można składać podanie o urlop?
:) Mnie się nigdy nie chciało tego podliczać...
OdpowiedzUsuńMama na pełny etat!a co!
OdpowiedzUsuń