Dużymi literami w książeczce zdrowia dziecka i w wypisie
wykaligrafowane zostało: "Trudności z karmieniem". Dla Niej to był taki
mleczny stygmat. Ona mimo problemów w szpitalu
postanowiła się nie poddawać i karmić piersią. Próbowała w domu, sadowiąc się
wygodnie w fotelu, obstawiona poduszką, wodą, kalendarzem do notowania
karmień i osłonkami na bolące już po paru dniach karmienia brodawki. Ono
przystawiało się grzecznie, ale przy sutku dostawało małpiego rozumu:
rzucało się, zasysało, całowało, wypluwało, znów zasysało i ciamkało
niczym nastolatek na pierwszej randce, a gdy już złapało dobrze,
usypiało po krótkiej chwili. Na nic zdało się głaskanie po skroni,
dotykanie bródki, masowanie stópek czy dłoni. Cycki Młodego zwyczajnie
nudziły.
Ona za radą położnej środowiskowej odciągała pokarm przed karmieniem, przystawiała Malca do mniej przepełnionej piersi - na parę chwil, a potem - na dłużej - do drugiej i na siłę dokarmiała odciągniętym pokarmem. Szło opornie.
- A może to na silikon tak reaguje? - pomyślała Ona, zerkając na minę syna nurkującego na kapturki osłaniające piersi. - To byłby w sumie
dobry objaw - Ona z dumą patrzyła na syna, który już za
młodu preferuje pierś naturalną.
Położna środowiskowa widziała to nieco inaczej. Doradziła szpital: bo Maluch nie je, za mało przybiera (oświadczyła
po zważeniu go przyniesioną z mrozu wagą), żółtaczka nie znika, więc
wizja zakażenia, żółtaczki, choroby nerek albo Bóg wie czego całkiem
realna. Ona zadrżała. Pediatra nie potwierdził obaw położnej, ale dla spokoju.. wypisał skierowanie do szpitala ("bo nigdy nie wiadomo").
On zachował spokój. Na kolejny dzień Ona i On umówili się do doradcy laktacyjnego. Ona zrobiła to dodatkowo nie chcąc narażać się na to, że
Maluch zmieni gust i zapała sentymentem do silikonu.
U doradcy Ona usadowiła się w fotelu, Maluch zapoznany z nową ciocią grzecznie przystawiony do piersi.. zassał zawodowo!
- Ależ on pięknie pije! - powiedziała zachwycona specjalista od laktacji. No, takiego Ono Jemu i Jej psikusa zrobiło - tyle płaczu w domu, nerwów było, czarnych wizji, szpitala w planach i walki z przystawianiem, a On - niewdzięczny, od razu się przystawił, zachłeptał i pił aktywnie całe pół godziny, matkę i ojca zawstydzając.
Po powrocie do domu było podobnie. Od tego czasu Ono je regularnie. Przekroczyło wagę z porodu, dojada odciągane mleko. I nie ma ani żółtaczki, ani zakażenia, ani choroby nerek. Sentymentu do silikonu też nie.
No to wam piskuła zrobił
OdpowiedzUsuńCo my się wstydu - za siebie - najedliśmy;)
Usuńbrawa za wytrwałość i determinację!
OdpowiedzUsuńDzięki, warto było!
UsuńSuper :))))))))Nie ma to jak mały najedzony ssak ;)
OdpowiedzUsuńWiadomo: człowiek, gdy głodny, zły jest;)
UsuńZuch chłopak. Podbudowująca historia:)
OdpowiedzUsuńOj, zuch! A jaka jestem z niego dumna!
UsuńBrawo! Bardzo się cieszę ze szczęśliwego zakończenia. Daje mi ono światełko w tunelu:)
OdpowiedzUsuńZobaczysz, dobrze będzie:)
Usuńbrawo za wytrwałość!!
OdpowiedzUsuńDzięki! Oj, walczymy, ale warto!
UsuńSuper, że się udało! A taką położną to do lamusa za stres jaki matce funduje! Pff do odstrzału :D
OdpowiedzUsuńOj, ogromna ulga. Babka od odstrzału, serio;)
UsuńCo to będzie jak podrośnie? :D
OdpowiedzUsuńStrach się bać!
UsuńMożna by rzec, że typowy syndrom dentysty - umawia się człowiek umierając od bólu zęba, a ten skurczybyk w dniu wizyty wycina numer i... przestaje dolegać;) Z tą różnicą, że Twój wybredny dotychczas miłośnik damskiego biustu na szczęście jest bardziej konsekwentny niż wspomniane wredne zębiszcze;) Powodzenia w karmieniu:)
OdpowiedzUsuńO to to to! Skąd ja to znam;)
Usuń