Ona czuje dziś przytłaczający ciężar brzucha, który ciągnie Ją do dołu. Ani nie pozwala pracować, ani cieszyć się relaksem. Uwierają Ją spodnie od piżamy, a przebrać się nie chce. Niewygodnie się leży, stoi jeszcze mniej komfortowo, leżeć wcale się nie chce. Wychodzić na świat się nie chce - a bo w pięknie zasypanej okolicy Ona dostrzega nagle tylko śliskie chodniki i zaspy na ulicach. Ruchy Malucha zamiast cieszyć trochę dokuczają, a apetytu nie ma nawet na czekającą w pogotowiu czekoladę.
Do porodu zostały książkowe dwa tygodnie, a Ona nagle poczuła zmęczenie. To nie kryzys siódmego a setnego już chyba centymetra - nie rozwarcia a w obwodzie wieloryba.
Najsłodszy ciężar :)Trzymaj się - to już ostatnia prosta!
OdpowiedzUsuńjak się rozpędzę;)
UsuńNo fakt, końcówka jest ciężka dosłownie. Wszystko boli, gniecie, ciąży. Podobno tak ma być. Pod koniec kobieta powinna czuć, że chce już urodzić :)
OdpowiedzUsuńto ja już bym mogła;)
UsuńJa też tak stękałam w obu ciążach na dwa tygodnie przed terminem, a dwa tygodnie po porodach chciałam dzieci z powrotem do brzucha wepchnąć :P
OdpowiedzUsuńhaha;) kto wie, może i we mnie się to odezwie;)
UsuńPóźniej podobno ma być już tylko lepiej... ;-) Trzymam kciuki i posyłam ciepłe myśli!
OdpowiedzUsuńBędzie:)
UsuńJa z kolei ostatnie 2 tygodnie spędziłam aktywnie jak zabawka napędzana duracellem. Ale tylko dlatego, że wcześniej nie miałam NIC, ale to zupełnie NIC z wyprawki. A gdy brzuch utrudniał mi już wiązanie sznurówek uświadomiłam sobie, że jednak coś na przybycie szkraba wypadałoby przygotować.
OdpowiedzUsuńha! To musiałaś zaiwaniać! I pomyśleć, że ja miałam nerwówkę i wyrzuty, że za pakowanie torby zabrałam się tak późno;)
UsuńJa dwa tygodnie przed porodem całe praktycznie przespałam.
OdpowiedzUsuńPrzyznaję: ulegam kanapce i popołudniowej drzemce, ale wstaję o świcie i kładę się późną nocą, by jak najbardziej wykorzystać dzień:)
Usuń